Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2016

Koszmarna waliza

Nadszedł ten czas, kiedy będziemy mogli odetchnąć i poleniuchować. Zatem jako najwięksi Janusze urlopu i cebulaki w jednym - rozpoczęliśmy przygotowania. Znaczy ja zaczęłam, bo chłopaki raczej  mają to gdzieś. Młody przygotował wędkę, Małż kilka par skarpet, spodnie i buty, a ja... ? A ja ślęczałam przed tą cholerną szafą i medytowałam do wszystkich ciuchowych i pogodowych świętości, żeby mi powiedzieli co mam spakować. Wywaliłam więc zawartość mojej szafy na podłogę i zanim rozpoczęłam pakowanie, wypiłam trzy kawy, zjadłam śniadanie i próbowałam wymusić na Małżu powieszenie nowej półki na książki. Niestety, walizka sama nijak zapakować się nie chciała, więc chcąc nie chcąc z wielkim ociąganiem zaczęłam przeglądać ubrania. Stroić się nie zamierzałam, bo łazić po skałach w sukience i szpilkach to chyba nie za bardzo.  Padło więc na parę dżinsów, krótkie spodenki, szorty, legginsy, koszulę flanelową i kilka topów.  Popatrzyłam na stos ubrań i przypomniało mi się, że przecież nieda

Klątwa

Wydawałoby się, że o trolach, czarownicach i klątwach przeczytałam już wszystko, a tu taka miła niespodzianka! "Porwana pieśniarka" jest pierwszym tomem trylogii "Klątwy". Okładka przykuła moją uwagę w momencie kiedy weszłam do księgarni i mimo iż odwracałam wzrok, przyciągała mnie jak grymuar Anushki. Niezwykle wciągająca  i w swej fantastycznej formie bardzo realnie napisana lektura. Momentami czułam wilgoć i zatęchłe powietrze trolowej jaskini oraz magię przepływającą przez kartki. Klimat, który stworzyła autorka był intymny i  oddany w taki sposób, że łatwo było mi się utożsamić z postaciami. Przyjemna fabuła i rozsądny, acz znany już scenariusz związku głównych bohaterów. Nie mogłam się oderwać i kiedy zamknęłam książkę, poczułam paskudne ssanie w mym czytelniczym żołądku. Propozycja godna polecenia da wszystkich fanów fantasy z romansem w tle. Wyczekiwana przeze mnie część druga trylogii pojawiła się w sklepach w drugiej połowie lipca. Kupił

Człowiek nie wielbłąd, pić musi.

 O tym, że alkohol to twój wróg, więc trzeba lać go w pysk, wiedzą chyba wszyscy i zgodnie jak jeden mąż przyklasną, że jedna malutka wódeczka czy piwko jeszcze nikomu nie zaszkodziły. To oczywiście żaden problem, a każda żona wie, że czasem chłopa do ludzi trzeba wypuścić. Niech się chłopina pocieszy, a przed wyjściem szepnie, że Cię kocha nad życie, ale zbiegając po schodach, myślami już siedzi w pubie, popija zimnego Lecha i z szerokim uśmiechem na twarzy lustruje wchodzące kobiety, lub podstarzałą barmankę i zastanawia się czy w jego spojrzeniu jest jeszcze ten koci błysk, dzięki któremu w młodości podrywał laski jak dupę z krzesła. Otóż, moje miłe Panie, nie ma się czym przejmować, ponieważ barmanki dobrze się znają na takich trikach i  żeby ukontentować osobnika, powiedzą mu tylko to co chce usłyszeć. A zatem wilk syty i owca cała, znaczy męskie ego osiągnie rozmiar Pałacu Kultury, a pięćdziesięciozłotowy napiwek zabłyśnie błękitem w koronkowym staniku wyżej wymienio

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn

Śniadanie

Jak co rano popędziłam do pracy bez śniadania. Nie da się dojechać na Śródmieście na ósmą, wstając o siódmej dziesięć i jeść jak dietetyk nakazał. No nie da się, choćby nie wiem co. Całe szczęście poranne przygotowania do pracy miałam opanowane do perfekcji. Wstawałam zawsze bez ociągania, wciskałam przycisk w ekspresie i gnałam pod prysznic. Z jeszcze mokrymi włosami popijałam wrzącą kawę i robiłam makijaż. Wszystko wyliczone co do minuty. O siódmej czterdzieści siedziałam już w moim małym "bączku" lawirując między SUVami i ciężarówkami. Punktualnie o ósmej przekraczałam drzwi firmy i z uśmiechem witałam się z Adą - recepcjonistką. Około dziesiątej z brzucha powoli zaczęły wydobywać się dźwięki, które ewidentnie świadczyły o tym, że nie zjadłam śniadania, a intensywne burczenie nie pozwalało mi się skupić na pracy. Nie reagując więc na karcące spojrzenia szefa, godzinę później biegłam do małej knajpki za rogiem, żeby zjeść wczesny lunch w ciszy i spokoju, zasp

O tym, że nie lubię kotów.

Koty od zawsze wywoływały u mnie lęk, obrzydzenie, a czasami czystą nienawiść. Większości ludzi  kotek jawił się jako mała puchowa kulka, która aż prosi się o uwagę, a ja widziałam małe groźne zwierzę z zębami jak szpilki, szorstkim jak papier ścierny jęzorem i pazurami ostrzejszymi od sępa. Do czasu. Pewnego dnia, w ubiegłym roku, przechodząc obok garażu usłyszałam miauczenie. Postanowiłam więc zajrzeć do środka i wygonić intruza żeby nie naszczał na wełnę mineralną, albo co gorsza nie zrobił sobie zabawki z cebulek kwiatowych (lepiej żeby księżyc spadł, niż ktoś tknął moich kwiatów). Weszłam do środka, a tam, w drewnianej skrzyni kwiliły trzy najobrzydliwsze w świecie kocięta o nieokreślonej barwie. Sierści miały szarobure, rude, czarne i wymiocinowe. Paskudy obrzuciły mnie ciekawskim spojrzeniem i zamiauczały przeraźliwie. Zwiałam gdzie pieprz rośnie i nie wchodziłam do garażu przez kolejne trzy dni. W końcu jednak musiałam wejść po grabie i chcąc nie chcąc zajrzałam do ś

Rawicka historia 1943

Wiosna 1943 roku przyszła wyjątkowo późno. Nim drzewa i kwiaty zaczęły wypuszczać pierwsze pąki, minęła już połowa kwietnia. Zima dała się we znaki wszystkim mieszkańcom Rawicza, także Mariannie Muławskiej, która z radością wystawiała swoją pomarszczoną twarz do słońca. Siedziała przykryta kocem na starym, dębowym krześle ojca. Czekała na Tedzię, która parzyła właśnie dla niej kawę zbożową. Marzyła o wielkiej filiżance aromatycznej „parzuchy” z utartym na biało koglem – moglem. Zresztą nie tylko tego jej brakowało. Od początku wojny, racje żywnościowe były coraz mniejsze, a środków higienicznych jak na lekarstwo. Była już bardzo zmęczona wojenną zawieruchą, ale dzięki swojej córce i ogrodowi z tyłu domu – mogły się utrzymać. - Proszę, mamo. Twoja kawa. Pij, póki gorąca – ja w tym czasie zapakuję wózek i pobiegnę na dworzec. Marianna westchnęła ciężko, ale wiedziała, że jakiekolwiek perswazje tylko pogorszą sprawę, więc szepnęła cicho: - Z Panem Bogiem, dziecko. Uważaj na

Wszyscy chcą być fit!

I ja chciałam mieć świetną formę, uśmiechać się szeroko i ponętnie kręcić umięśnionymi pośladami... No, dobra. Trochę popłynęłam. Tak naprawdę nie miałam wyjścia. Pewnego pięknego dnia, kiedy próbowałam wcisnąć się w dżinsy, okazało się, że chyba przyniosę sobie kostkę masła, żeby się wysmarować, bo ni chu, chu wleźć na dupsko nie chcą. Czyli było tak jak na słynnym memie krążącym w internecie:                                       "kiedy twoje serce myśli: zjadłabym hamburgera                                     twoje dżinsy krzyczą: na Boga, kobieto żryj sałatę!" Żreć sałaty nie zaczęłam. Przynajmniej nie samej, ale opowiadanie o tym jest nudne niczym expos é  Beaty Szydło, więc tylko krótko opowiem tak: pięć małych posiłków i bez majonezu, nutelli i smalcu. I bez zasmażki. Tak więc pomijając nudne aspekty zdrowego odżywiania, zajmę się tym co spowodowało szeroki uśmiech na mym krągłym licu, ale też przemieszczenie się cycków w okolicę pachów, ro

Głupkowate opowiadanie

Królewna Roszczeniówka obudziła się zlana potem. - Co za sen! - krzyknęła i wygładzając pomiętą koszulinę nocną, postanowiła: - Muszę odnaleźć Księcia Malkontenta, tylko on mi zrobi dobrze! Dajcie mi konia! Czym prędzej pobiegła do królewskiej garderoby, poczynić niezbędne przygotowania. Darowała sobie higieniczne ablucje, wyskoczyła dziarsko z piżam i jęła paradować po komnacie i wyliczać w myślach swe walory fizyczne. - Nie odmówi mi – pomyślała - Mam nóżki jak sarenka (nie, żeby zgrabne, p okryte po prostu twardym owłosieniem), wygląd tradycjonalistki (nie licząc skórzanych stringów na zadku, założonych na cześć jakiegoś Earl Greya), roztaczam wokół siebie naturalny zapach... uda się. Będzie moim mężem! To powiedziawszy, wbiła cielsko w suknię z tafty i w tym niecodzi e nnym stroju zasiadła w siodle . Zwierzę pod wpływem ciężaru zaprotestowało rżeniem, ale smagane batem, popędziło w las niosąc na swoim grzbiecie rozochoconą niewiastę. Królewna dotarła do kró

"Szeptucha"

Recenzja krótka i zwięzła. Niech się czyta: Po raz pierwszy od bardzo dawna przydzielam wszystkie gwiazdki. To nie jest arcydzieło literatury polskiej, które będzie omawiane na lekcjach w szkole. Nie jest to też pozycja, która dostanie Nike, ale dla mnie jest arcydziełem. "Szeptucha" wywróciła mój czytelniczy świat do góry nogami i z głośnym plaśnięciem wylądowała na szczycie góry pt. "ulubione". Absolutnie wciągająca lektura, niezwykle zabawnie napisana. Szalenie ciekawa i skłaniająca do myślenia: co by było gdyby Mieszko I rzeczywiście nie przyjął chrztu... No cóż, byłoby sielsko, anielsko i zabobonnie. Może nie bylibyśmy tak spięci i nadęci i nasz naród Polan byłby wzorem dla innych? Pozostaje to jednak w sferze pytań i domysłów, ale jakże ciekawych! Romans wpleciono w fabułę bardzo miękko i nienachalnie, aż ciarki przechodzą po plecach. Piękna historia! Niestety pojawiła się wada... dlaczegóż jeszcze nie ma części drugiej? Znów zaczęłam czytać t