Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2016

PRL

Wyszłam z knajpy na lekkim rauszu. To było bardzo specyficzne przeżycie, ale całkiem miłe. Jedzenie było wspaniałe. Bez sztucznych dodatków i glutaminianu sodu. Tak mogliby karmić w naszych czasach. Rozejrzałam się po miejscowości. Wylądowałam w jakiejś wiosce. Jedna ulica, przy której usytuowano wszystkie ważne budynki. Sklep spożywczy, masarnia, piekarnia, żelazny, obuwniczy, ośrodek zdrowia, kości ół, urząd gminy, kółko rolnicze i koniec. Dalej tylko budynki mieszkalne.                                                        zdj. radioszczecin.pl Zanotowałam w zeszycie lokalizację. Zdaje się, że wieś znajduje się blisko jakiejś często uczęszczanej drogi krajowej. Zdecydowałam, że zwiedzanie zacznę od spożywczaka. Łapię mosiężną klamkę i otwieram podwójne drzwi, które skrzypią niemiłosiernie. Sprzedawczyni, która usłyszała moje wejście leniwie podchodzi do lady i znudzonym głosem pyta: - Czego sobie życzy? - Dziękuję, tylko się rozejrzę - grzecznie odpowiad

Pragnienie

Lato było gorące. Upał dawał się we znaki wszystkim bez wyjątku. Ludzie zamykali się w domach, zwierzęta chowały się w cieniu drzew, a ja prawie biegłam z zakupami, żeby jak najszybciej zobaczyć mego ukochanego. Mój jedyny, niepowtarzalny i bardzo, bardzo seksowny mężczyzna. Sam jego widok wprawiał mnie w stan słodkiego oczekiwania i rozgrzewał do czerwoności. Uwielbiam dotyk muskularnego ciała, męski zapach pełen testosteronu i smak jego zmysłowych ust. Pędziłam co sił w nogach i w myślach powtarzałam sobie, że jeszcze tylko kilka metrów i znajdę się w jego silnych ramionach. Weszłam do pokoju spragniona widoku mojego mężczyzny i spojrzałam wprost w błękitne olbrzymie oczy. Siedział na kanapie w samych bokserkach. Piękne, umięśnione ciało skrzyło się kropelkami potu, rozwichrzone włosy i leniwy uśmiech na ustach obiecywały namiętny wieczór. Kiedy mnie zobaczył, podniósł wzrok i oblizując łakomie usta jęknął. Na jego czole lśniły bezbarwne krople, które wzmogły mó

Harlequin

Idalia wcisnęła pedał gazu i z piskiem opon odjechała z parkingu przy firmie Utel. Była wściekła. Prezes wysłał ją do Zakopanego, żeby zrobiła research na temat ich największego wroga - Jana Kadrunia - biznesmena z Podhala, który miał coraz lepsze notowania na giełdzie. Jako "prawa ręka" szefa, obdarzona przez niego bezwględnym zaufaniem, siała postrach w pracy. Z jej zdaniem liczył się najbardziej. Była zadowolona ze swojego życia. Jako 33 - letnia kobieta, miała wszystko. Apartament na Woli, audi Q7, wspaniale płatną pracę i wesołe życie singielki. Matka natura nie poskąpiła jej urody. Miała długie kasztanowe włosy i piękną figurę, którą zdobił krągły kształt biustu. Była kobietą w każdym calu. Mieszkanie urządziła w modnym, minimalistycznym stylu, zadbała o olbrzymią garderobę i złotą kartę kredytową. Żyło jej się dobrze i nie odczuwała braku mężczyzn. Od czasu do czasu spotykała się na niezobowiązujący seks z Marcinem z działu kadr, ale nudził ją straszni

Krótka historia modowego faux pas

Przeprowadziłam się do mojej kochanej wiochy jakieś dziewięć lat temu wprost z tętniącego życiem alkoholowym Świebodzineiro, nad którym nie panował jeszcze rozłożysty jegomość w złotej koronie. Długo nie mogłam się zaaklimatyzować i wkomponować w wiejskie, plotkarskie życie małej społeczności, aż do momentu kiedy poznałam pewną wyjątkową kobietę z zaciętym wyrazem twarzy.  A rzecz odbyła się następująco: Była wiosna, Młody miał jakieś trzy lata i grzebał w piaskownicy, a ja dłubałam w rabatach, próbując uratować tulipany, które kret z uporem maniaka próbował wyrzucić z ziemi, kiedy usłyszałam jak jakiś zabłąkany rowerzysta pyta kobiety idącej ulicą o drogę.  - Ej mała, którędy do Łagowa? - zapytał dość bezczelnie cyklista. - Ej, mała jest walizka, a ja jestem niska! A do Łagowa musisz skręcić w lewo jak wyjedziesz z uliczki. - odpowiedziała głupkowi kobieta, a jej odpowiedź miała w sobie tyle prawdy ile spowiedź przez telefon w pewnym radio. Jak każda szanu

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale stawia n

Los telenowelas

  W maleńkim pueblo oddalonym kilkadziesiąt kilometrów od Świebodziżaneiro mieszkała Donia Graciela. W jej gigantycznej, przykrytej blachą hacjendzie doszło do okropnego incydentu. Brała w nim udział sama właścicielka, która siedziała teraz na werandzie i popijała przecier z cebuli przyprawiony hojnie tequilą.                            Donia Graciela, to poważana matrona wśród ichos i ninios z jej okolicy. Znana wszystkim jako właścicielka hodowli ślimaków bezmuszlowych o nazwie "ślizgos". Szanowana, ale często padająca ofiarą intryg, "słomiana wdowa"  po nieobecnym wciąż Don Marczetto - Pitresso. Jej odwiecznymi wrogami były Donia Karonia i Donia Lusesita Nebraska, które "darły z nią koty" i strzępiły języki wymyślając plotki na jej temat.                             Tak było i tym razem. Na proszonym jantar, muheres dosypały do jej drinka cebulowego, sproszkowanego czosnku co spowodowało rankiem gigantyczny wybuch w jej banhejro, skutk

Czereśnie

Czerwiec 1952 roku był gorący. Trawa soczyście się zieleniła, pierwsze owoce dojrzewały w słońcu i pracy było co niemiara. W małej miejscowości o nazwie Pąchy, Irena czekała na przydział do brygady . - Mamo, jak pięknie w tym roku obrodziły czereśnie, niedługo będziemy zaprawiać. - powiedziała Irena i poszła wydoić krowy. Irena miała mnóstwo obowiązków. Musiała zajmować się gospodarstwem i pomagać w prowadzeniu domu. Wieczorami chodziła na nauki szycia do starej Pani Lidii, która za złą fastrygę, tłukła dwudziestoletnią dziewczynę po rękach. Dziewczyna nie lubiła szyć, błagała matkę, żeby pozwoliła jej zostać kucharką, ale na naukę zawodu było już za późno, a poza tym Agnieszka Semkło uważała, że zawód krawcowej jest bardziej odpowiedni dla jej córki i w niedalekiej przyszłości przyniesie rodzinie spore profity i oczywiście darmowe usługi krawieckie. Nie przewidziała jednak pewnego ważnego aspektu. Córka była dorosła, urodziwa i zaczęli interesować się nią chłopcy z są

Tęczowe rozmowy

- Ale nudy – mruknął Tosiek, odrzucając na bok konsolę do gier. Zastanawiał się od dłuższego momentu co robić. Mógłby właściwie pójść do pokoju Lary, podsłuchać jej rozmowę z Anielą, a potem to wykorzystać i zaszantażować ją, wymyślając dla niej coraz to nowsze zadania. Mógł również schwytać żabę i podrzucić ją Izabeli, która była gosposią w ich domu. Śmiałby się do rozpuku z jej przerażonej miny i figur akrobatycznych, które by wykonywała. Może znów miałby szczęście i  rozpędzona  gosposia wpadłaby na sofę, tak jak ostatnio, kiedy to podrzucił jej do koszyka z pomidorami pająka. A może tym razem wskoczyłaby na krzesło kuchenne, albo przewróciła, nakrywając się wieloma warstwami spódnic i halek, które zwykła nosić?Mógłby to zrobić, ale problem w tym, że mu się zwyczajnie nie chciało. Nie można powiedzieć, że Tosiek był leniem – co to, to nie. Po prostu, wszystkie możliwe psoty już zrealizował i nie sprawiały mu już takiej frajdy jak kiedyś. Jako niespełna dziesięciol