Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2017

Chińska fala

Chiny od zawsze kojarzyły mi się z polami ryżowymi, dziwnymi nakryciami głowy, smokami, chińskim murem i Brucem Lee. To jednak cudowne obrazki z jakiegoś folderu dla turystów, który zachęca do odwiedzin i nijak się ma do rzeczywistości. Do trudnego komunistycznego reżimu, do kary śmierci, przeludnienia, wyzysku człowieka przez człowieka. Kilka dni temu byłam w sklepie chińskim. Wchodząc, poczułam dziwny zapach plastiku, gumy i kurzu. Półki uginały się od nadmiaru zabawek, ubrań i produktów gospodarstwa domowego. Najdroższa rzecz, którą znalazłam kosztowała 60 złotych i był to mały, srebrny boom box. Materiały, z których wykonana była odzież, pozostawiały wiele do życzenia. Biły na kilometr sztucznością, śmierdziały maszynami i szeleściły w dotyku. Zabawki zachęcały pstrokatymi kolorami, ale były tandetne i źle wykonane. Nie dałabym głowy, że dana zabawka wytrzyma kilka dni w posiadaniu małego chłopca. Ba! Nie dałabym kilku godzin. Nie ma się co oszukiwać

Cuchnący luksus

Uwodzicielskie aromaty i odrobina luksusu zamknięta w małym flakonie przywodząca na myśl dekadencką przyjemność, która otumania i poprawia samopoczucie. Zapachy towarzyszą ludziom od dawien dawna. Wonne olejki, eteryczne żywice, duszące kadzidła... wszystko to po to, żeby przyciągnąć uwagę, zainteresować i omamić. Dzięki rozwojowi nauki i nowym technologiom, możemy w szybki i wygodny sposób zaaplikować dawkę pachnącego specyfiku na swoją skórę i jednym ruchem powietrza roznosić ulubioną woń. W powieści Patricka Suskinda pt. "Pachnidło" główny bohater Grenouille - opętany wyczulonym zmysłem węchu i psychopatycznym usposobieniem, próbuje wydestylować najwspanialszy (jego zdaniem) aromat pochodzący z niewinnego, dziewiczego ciała kobiety. Jego idee fixe doprowadza go do obłędu, który prawie niszczy mu życie. Całe szczęście teraz nie musimy uciekać do takich rozwiązań. Każdy człowiek ma swój ulubiony zapach perfum. Poszukiwanie tego idealnego trwa niekiedy latami, ale

W krainie Kukumatów

Kiedy nadchodzą mrozy, po mokrej i szarej jesieni, świat szykuje się do zimowego snu. Rośliny hibernują do wiosny, pszczoły zaklejone żółtawym woskiem - leżakują w ulach, a żuki i bąki pochowały się w leśnym runie i śnią o słońcu. Przyroda się wycisza, uspokaja swą krnąbrność i grzecznie czeka na wyższe temperatury. Pogrąża się w głębokim śnie i jest całkiem bezbronna. Jednak nie wszędzie jest tak spokojnie. Dowód na to znajduje się całkiem niedaleko. W miejscowości Senna Mała stoi mały biały domek ze spadzistym dachem. Nieopodal niego, patrząc na północny wschód, rośnie spory sad pełen wiekowych, owocowych drzew, które widziały wiele ciekawych rzeczy i gdyby tylko umiały mówić, opowiedziałyby niesamowite historie. Warto pobyć tam w zupełnej ciszy, ponieważ przechodząc nieopodal sędziwej śliwy Magdy, można usłyszeć szmer. Jednak kiedy przytknie się swoje ciekawskie ucho do pnia, odnosi się wrażenie, jakby wewnątrz odbywał się jakiś bal. Otóż, pod powierzchnią ziemi, wśr

Kolorowe życie daltonisty

Rzecz dziś o kolorach. Pewnego dnia Małż pojechał oglądać do znajomego jego nowy samochód. Przybył po kilku godzinach i zaaferowany opowiada mi ile to ma koni mechanicznych, ile pali, jaki ma przebieg, napęd na cztery koła i silnik prawie jak od samolotu. A ja oczywiście pytam o najważniejszą dla mnie rzecz, czyli: - To jaki ma kolor? - No, taki wiesz... Niebieski, ciemny metalic, ale taki bardziej fioletowy, coś jakby morski. No to wzruszyłam ramionami i poczekałam do momentu,  aż zobaczę to kolorowe cudo na własne oczy. Po kilku dniach spotkałam znajomych przed Biedrą, wysiadali właśnie ze swojego nowego, srebrnego samochodu.

W biurze

Umęczony nocnymi szaleństwami, z przekrwionymi oczami, udałem się do pracy. Myślałem tylko o spokojnym, długim śnie... Z pochyloną głową i zgarbionymi plecami szedłem w strugach deszczu i myślałem tylko o spokojnym, długim śnie... Powtarzałem sobie zawsze, żeby nie imprezować w środku tygodnia. Składałem w myślach obietnice, których nie dotrzymywałem. Zawsze pojawiła się jakaś okoliczność, która powodowała, że musiałem odłożyć sumienie na półkę i wyjść z kumplami. Kończyło się zawsze tak samo. Lądowałem w domu grubo po północy, pijany jak bela. Rano budził mnie okropny kac i ból głowy, który nie pozwalał funkcjonować. Gdyby to była sobota, pewnie obróciłbym się na drugi bok i spał do wieczora. Niestety w tygodniu musiałem odbębnić osiem godzin w pracy, bo koordynatorka Anna wyrzuciłaby mnie z roboty bez skrupułów. Wszedłem na drugie piętro, wygładziłem zmiętą marynarkę, przygładziłem rozwichrzone włosy i otworzyłem drzwi do działu kadr. W moje nozdrza uderzył pomieszany zapach perfu