Przejdź do głównej zawartości

Pisanki

O pisankach można mówić wiele i przez długie godziny. Dziś jednak, krótko i zwięźle opowiem o historii malowania wielkanocnych jajek oraz o tym jak to się odbywa w moim domu.




Skąd właściwie wzięło się malowanie jajek? Ano już w Mezopotamii barwiono skorupki jaj, w Egipcie było symbolem pięknej bogini Ptah, natomiast w Grecji cudownej Afrodyty. Wszelkie podania, opowieści i legendy dotyczące barwienia jaj, wywodzą się  najczęściej z X wieku. Jedna z nich pochodzi z Grecji i opowiada o św. Magdalenie, która po zobaczeniu pustego grobu wróciła do swojego domostwa. Tam znalazła jaja o czerwonej skorupce, wzięła je więc ze sobą, rozdawała je wśród apostołów i opowiadała o zmartwychwstaniu Jezusa.

Inna legenda zaś, opowiada o malowaniu (przez kobiety) na skorupkach jaj maleńkich scen, po to, by odciągnąć mężczyzn od kamienowania Jezusa. Kolejna znów opowiada o tym, że Bóg zamieniał kamienie w kolorowe pisanki, dzięki czemu cierpienie Jego syna miało być mniejsze.

Zostawmy jednak legendy i porozmawiajmy o polskich zwyczajach. We wsiach i mniejszych miasteczkach, od dawien dawna, już w Wielki Piątek dziewczęta zajmowały się ozdabianiem jaj. Woda, w której gotowały się jaja, nigdy nie mogła zostać wylana. Należało w niej umyć włosy, ponieważ zapewniało im to blask i zdrowy wygląd. A jeśli chodzi o pisanki, to były swego rodzaju kartą przetargową w Lany Poniedziałek. Dziewczęta z radością wciskały je chłopcom do rąk, dzięki czemu nie zostały oblane. Najpiękniej ozdobione jajo, wędrowało zawsze w ręce chłopca, który najbardziej podobał się danej panience. Jeśli jajo wróciło do właścicielki, zwiastowało to rychły ślub.

W Wielkanoc urządzano wiele zabaw, w których pisanki grały główną rolę. Najbardziej popularna to tzw. walatka. Podczas śniadania Wielkanocnego należało uderzyć pisankami. Osoba, której jajo przetrwało w nienaruszonym stanie mogła liczyć na rok w zdrowiu.

Burda to kolejna zabawa, polegająca na odrzucaniu pisanek do przeciwnika. Jeśli udało się ją złapać, to należało ze sobą zabrać, jeśli się stłukła, trzeba było oddać przeciwnikowi. Osoba, która zebrała największą ilość kolorowych jaj, wygrywała i miała pewność, że cały rok będzie żyła w dostatku.

Ja nauczyłam się malować jaja metodą batikową od mojej teściowej, która z wielką wprawą malowała cudne wzory. Najpierw przyglądałam się im z wielką ciekawością, a potem zaczęłam stawiać pierwsze koślawe wzory. Mistrzyni nie doścignę, ale próbuję. Dzięki temu możecie zobaczyć jak odbywa się cały proces.



Jaja są najważniejsze. Ugotowane na twardo w wodzie z odrobiną octu. Najlepiej, gdy skorupki są białe, ale pękają tak szybko, że potem rodzina nie może patrzeć na pastę jajeczną, wystarczy więc jeśli będą po prostu jasne.



Najpierw, w starym tygielku należy rozgrzać pszczeli wosk. Żeby uzyskać ciemny kolor wosku, trzeba go najpierw przypalić. Roztopiony ester nie wygląda zbyt imponująco, ale dzięki temu można wyczarować na skorupkach piękne wzory.



Malować można szpilką, specjalnym patyczkiem lub krzywikiem. Mnie nauczono malować najzwyklejszą zapałką.




Umalowane jaja wyglądają tak:



A po kąpieli w barwniku prezentują się tak:







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn