Mam na imię Piotrek. Byłem ciekaw dlaczego tak mnie nazwano, ale wymyśliłem sobie, że pewnie dlatego, że to fajne imię. Pojawiłem się nagle, wśród krzyków i ogólnego rozgardiaszu w jakimś dziwnym miejscu. Nie bałem się jednak, bo była przy mnie moja mama, która raz po raz szeptała mi do ucha miłe słowa i całowała w czółko.
Trafiliśmy później do domu, w którym czekał na nas tato. Fajnie nam się razem żyje. Tata chodzi do pracy (to pewnie bardzo daleko, bo nie ma go długo), a ja z moją mamą zostajemy w domu. Mama jest fajowa. Siedzi ze mną na podłodze i się bawimy. Nie umiem jeszcze mówić i mama nie rozumie tego, że teraz to chciałbym wsadzić paluch do doniczki, a nie bawić się klockami. Wykrzywiam wtedy buzię i zaczynam krzyczeć tak długo, aż z moich oczu popłyną małe, słone kropelki. Mama robi wtedy dziwne miny. Chyba nie lubi kiedy tak się zachowuję.
Oprócz mamy i taty mam też dwóch czworonożnych przyjaciół. Koty. Są takie mięciutkie i puchate! Uwielbiam je po prostu. Jeden to Marcel. Jest szary, mruczy jak się go pogłaszcze i zjada wszystko co ma w misce, a nawet podjada koledze. Ten drugi to Tytus. Dumny i odważny czarno-biały kot. Jest dzielny, bo czasem jak się rozpędzi to uderzy głową w szybę i wcale nie płacze.
Kocham te moje kociaki bardzo. Tarmoszę je za ogon, wkładam paluszki do uszu, zaglądam w paszczę i szukam myszy, bo mama mi opowiadała, że je lubią. Czasem uda mi się nawet zrobić z nich naleśnika, kiedy się przewrócę. Ależ one są wtedy śmieszne! Robią im się takie wieeelkie oczy i tak miauczą, jakby chciały kupę… A robią ją dość często. Jak mama zniknie w kuchni, to ja szybko przemieszczam się do miejsca, gdzie stoi takie pudełko z piaseczkiem. Tytus tam wchodzi i przybiera dziwną pozycję, stęka i rusza wąsiskami. Ciekawe dlaczego tam ląduje kupa. Zastanawiałem się nawet dlaczego Tytus nie nosi pieluchy. Będę musiał o tym pomyśleć.
Poznałeś moją rodzinę, to teraz coś ci szeptem opowiem. Mam jeszcze kilku przyjaciół, którzy mieszkają w domu, ale mama i tata o nich nie wiedzą.
W moim pokoju, za kaloryferem mieszkają Kołkuchy. Są to małe stworki, z którymi rozmawiam. Mają okrąglutkie jak piłeczka ciałka, krótkie rączki i maleńkie nóżki. Buzie zawsze uśmiechnięte. Nigdy nie są zmęczone i czekają tylko kiedy się z nimi pobawię. Uwielbiają nakrycia głowy. Frędzel, czyli zielony Kołkuch uwielbia czapki, więc zwinąłem kiedyś spod stołu łupinkę od orzecha i mu ją wręczyłem. Był tak wdzięczny, że całą noc opowiadał mi bajki. Miałem po nich kolorowe sny i obudziłem się rano w świetnym humorze. Krętek, to kolejny stworek. Kocha chusty i szaliki. Buchnąłem z łazienki taką chusteczkę wilgotną w misie i podarowałem ją koledze. Ten w zamian bawił się ze mną w nocy w „pyśki myśki” kiedy obudziłem się z krzykiem domagając się uwagi. Jest jeszcze jeden mikrusek. Nosi imię Purtek. Zazwyczaj mnie rozśmiesza, ponieważ tylko mój perlisty śmiech potrafi go rozruszać. Wygłupia się wtedy, popierduje i robi głupie miny.
Moje kocury nie lubią Kołkuchów. Widzą je swoimi zielonymi oczami i chcą je pożreć. Muszę bawić się w dzielnego rycerza i bronić je od złego. Bardzo chciałbym powiedzieć o tym moim rodzicom, ale boję się, że wtedy Kołkuchy znikną. Dlatego też, mam do Ciebie prośbę. Powiedz mamie i tacie, żeby się o mnie tak nie martwili, bo jestem pod dobrą opieką, kiedy na mnie nie patrzą.
Komentarze
Prześlij komentarz