Przejdź do głównej zawartości

Łagowskie jeziora - baśń

 Dawno temu, w pięknych zielonych lasach gdzie teraz znajduje się pojezierze łagowskie panowała harmonia i spokój. Matka Natura zadbała o to by mieszkańcom tych ziem niczego nie brakowało. Lasy były pełne zwierzyny, grzybów i jagód, a jezioro wokół których powstała osada, obfitowało w ryby. Ludziom żyło się dobrze i dostatnio, bo z szacunkiem odnosili się do wszystkich stworzeń.



Jezioro, które było czyste jak najprzedniejszy kryształ, kryło w swoich głębinach cudowną tajemnicę, której strzegła sama Matka Natura. Wysyłając niegdyś lodowiec w te strony, wiedziała, że stworzy duże jezioro rynnowe o bajecznych kształtach, wielu zakamarkach i nierównym pofalowanym dnie. Po wielu długich latach żmudnego żłobienia, udało jej się uzyskać zadowalający efekt i stwierdziła, że to właśnie tutaj będzie odpoczywała. I choć wtedy nie nadawano jeszcze nazw, to Matka Natura postanowiła, że osobiście dopilnuje by w przyszłości nadano mu nazwę Ciecz.

 Pod jej nieobecność jeziora miały strzec wyjątkowe stworzenia. Zanim jednak oddały się swoim obowiązkom, złożyły Matce złote przyrzeczenie, że za wszelką cenę będą broniły ładu i porządku w jeziorze i jego okolicach.
W północnej części jeziora zamieszkały Sturie, czyli wodne nimfy. Ich pałac zbudowany został wewnątrz ściany iłowej, która skutecznie odstraszała większe drapieżniki wodne, a w późniejszym czasie ludzi. Ściana ta była tak niepozorna, że nikt nawet nie przypuszczał, że wewnątrz mieści się dwór najpiękniejszych, a zarazem najniebezpieczniejszych kreatur na świecie. Dostać się mogły tam jedynie stworzenia, które mieszkały w jeziorze, lub zostały przez nie zaproszone. Sturie odznaczały się niezwykłą urodą. Były niewysokie, eteryczne, a ich skóra lśniła księżycowym blaskiem. Włosy wodnych nimf przypominały wzburzone fale podczas szkwału, a ich ubrania miały wszystkie odcienie turkusu i zieleni – czyli barwy głębin kiedy wczesnym rankiem padało na nie słońce. Pieczę nad dworem sprawowała królowa Falisława, która jako jedyna nimfa mogła opuszczać zimne wody jeziora i niepostrzeżenie przechadzać się leśnymi ścieżkami, po to by powiadomić Matkę Naturę o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Południowej części jeziora pilnowały Trzaski, zwane przez miejscowych nortusami. Byli to niewysocy mężczyźni o mocnych rysach twarzy i kruczoczarnych włosach, którzy mieszkali na stromej ścianie jeziora. W potężnych korzeniach buków znajdował się ich zamek. Żołnierze Trzasków ubierali się w brązowe, luźne spodnie i szare koszule, przepasane ciemnozielonym pasem z tataraku, za którym zatknięty był miecz. Królem i głównym generałem nortusowej armii był Lasota – odpowiedzialny za bezpieczeństwo i spokój w jeziorze. Podobnie jak Falisława, w obliczu zagrożenia, mógł wyjść z wody i powiadomić rodzicielkę.



Zanim Matka Natura wróciła do swoich zwykłych zajęć, na szczycie wzgórza nieopodal jeziora, posadziła piękne drzewo bukowe, które miało niezwykłe właściwości. Kiedy któryś z panujących w jeziorze monarchów dotknie jej jedwabistej kory, będzie to znak, że potrzebują jej pilnej interwencji.
Życie wokół jeziora płynęło niespiesznie i harmonijnie. Nimfy wodne chroniły młody narybek, by w przyszłości wyrosły z niego duże ryby, a nortusy pilnowały, by łowiący w wodzie rybacy bezpiecznie wrócili na brzeg. Przysiółek rozwijał się dość szybko, a idące nieopodal szlaki handlowe sprowadzały na lubuskie ziemie kupców, handlarzy i podróżników.
Pełna harmonia panowała również między stworzeniami. Straże zgodnie ze sobą współpracowały, a co kilka tygodni urządzano podwodne turnieje i zabawy, dzięki którym nabywano nowych umiejętności. Trenowano zwinność i refleks, a także szybkość. Jezioro było strzeżone doskonale. A jeśli zagrażało mu jakieś niebezpieczeństwo, Król i królowa byli powiadamiani w kilka chwil, po to by w porę ostrzec Matkę Naturę.



Sielanka trwała do XIV wieku, kiedy ludzie zaczęli zagrażać życiu w jeziorze. Na wzgórzu, zakon Joannitów rozpoczął budowę zamku. Z obawy przed najazdami i szaleństwem związanym z rubieżami, Król i Królowa postanowili powiadomić Matkę Naturę. Tuż po zapadnięciu zmroku, wypłynęli ze swoich komnat, przybierając na brzegu ludzką postać. Falisława była przekonana, że idzie sama, więc zaplotła w warkocz swe długie włosy i pobiegła przez las w kierunku wzgórza Bukowiec. W tym samym czasie, Lasota dosiadł pasącego się nieopodal jelenia i głaszcząc uspokajająco jego jedwabistą sierść, poprosił by zawiózł go do magicznego buku.
Falisława przeskakiwała właśnie przez wielki głaz, który dzielił ją od wzgórza, kiedy zobaczyła zbliżającego się na wielkim zwierzęciu mężczyznę. Zaskoczona i zdezorientowana, szybko schowała się za pień dębu. Pomyślała jednak, że nie może się bać i musi szybko dotrzeć do buku. Zakasała spódnice, wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie. Po kilku metrach wspinaczki dotarła do celu i z wielką ulgą dotknęła kory. Nie zauważyła, że po drugiej stronie olbrzymiego drzewa właśnie tuli się do niego Lasota. Ręce monarchów zetknęły się przypadkowo i połączyła je moc tak wielka, że obojgu zabrakło tchu. Drzewo zaszumiało złowrogo i drżąc potężnymi gałęziami wywołało potężną wichurę. Magia przepływająca po korze tak wyczerpała wysłanników, że padli zemdleni. Obudziły ich słodkie krople rosy spadające im prosto na twarz oraz dziwne uczucie, które gromadziło się w okolicy ich serc. Oszołomieni i zmęczeni ujrzeli w oddali kroczącą dumnie Matkę Naturę, która z zatroskana miną rzekła:
- Moje dzieci, nie bójcie się. Przybyłam wam pomóc.



Król i Królowa nie mogli oderwać od siebie wzroku. Dziwna siła, która przyciągała ich do siebie powodowała, że nie mogli skupić się na opowieści. Matka Natura widziała co dzieje się pomiędzy parą, ale postanowiła zająć się sprawami najważniejszymi, czyli bezpieczeństwem jej ukochanego jeziora. Póki Falisława i Lasota wypełniali przyrzeczenie, Matka Natura nie zamierzała im niczego zakazywać. Odesłała więc monarchów do ich zamków, a sama udała się do Mistrza zakonu Joannitów i przybierając ludzką postać wymusiła na nim obietnicę. Kazała obiecać, że póki zamek i okolice będą należały do zakonu – nic złego nie spotka mieszkańców tych terenów, a jezioro nie spłynie krwią. Gdyby jednak tak się stało, zakon na zawsze zostanie przeklęty, a zniszczy go najsilniejsze zaklęcie na świecie.
Mistrz przerażony dziwną wizytą, zobowiązał się strzec tych okolic i przekazując następcom władzę nie zapominał o przestrodze Matki Natury.
Wydawać by się mogło, że wszystko wróciło do normy. W osadzie panował spokój, a pod nadzorem zakonu znajdowało się już kilka pobliskich wiosek. Spokojnie mogli spać mieszkańcy Sieniawy, Templewa, Boryszyna, Wielowsi i Sulęcina. Wsie działały prężnie, a region rozkwitał.
W wodach jeziora natomiast wybuchła potężna miłość, łącząc ze sobą dwa zupełnie odmienne rody. Królowa Sturni i Król Trzasków, połączeni magią wielkiego buku rozpoczęli przygotowania do wielkiej uroczystości weselnej. W miejscu gdzie jezioro było najwęższe, postanowiono wybudować podwodny zamek, w którym zamieszkać mieli przedstawiciele obu dworów, a przesmyk, który łączył jezioro już na zawsze miał być otwarty, a woda swobodnie przez niego przepływać. Prace szybko dobiegły końca i monarchowie mogli zasiąść na swych tronach. W jeziorze nastały złote czasy. Spokój i cisza zagościły na długie lata. Niestety po wielu latach małżeństwa, królewska para nie doczekała się potomstwa. Królowa szalała z rozpaczy i błagała podwodnych znachorów o radę, ale wszyscy jak jeden mąż rozkładali ręce w geście bezradności. W końcu, jeden z nich, stary i pomarszczony nortus, rzekł:
- Miłościwa pani, ponieważ połączeni zostaliście w ludzkich postaciach, być może będziecie musieli opuścić wody jeziora żeby doczekać się potomstwa. Nie wiem jednak czy wasze dzieci będą mogły żyć pod wodą. Królowa pobiegła czym prędzej do męża i opowiedziała wszystko czego dowiedziała się od starca. Lasota nie był zadowolony, bał się, że jezioro nie może pozostać bez nadzoru, a ponieważ złożyli Matce Naturze złotą przysięgę, musieli dotrzymać obietnicy. Falisława jednak nie mogła się pogodzić z decyzją męża i naciskała tak długo, aż się zgodził.



W blasku majowego księżyca opuścili jezioro po to by żyć pomiędzy wieśniakami jako wędrowne małżeństwo. Niebawem marzenia się ziściły. Królowa powiła pięknego syna, któremu postanowiła nadać imię Derwan, na cześć okolic łużyckich jakie zamieszkiwali. Królewska para tęskniła za wodą. Obawiali się, że ich długa nieobecność może spowodować osłabienie obronności w jeziorze, w konsekwencji czego wszystkie żyjące tam istoty umrą. Życie na powierzchni przynosiło im jednak tak wiele radości, że coraz rzadziej myśleli o swoich zobowiązaniach wobec Matki Natury, a wizytę we dworze, mimo tęsknoty odkładali na później.
Tymczasem zmęczona Matka Natura postanowiła odwiedzić swoje najpiękniejsze miejsce na ziemi i zobaczyć co dzieje się w jej ukochanym Łagowie. Niestety jej wizyty nie spodziewali się monarchowie, którzy wiedli spokojne wiejskie życie w osadzie, wychowując syna. Widząc opuszczone zamki i zaniedbane brzegi jeziora, Matka wpadła w złość. Przywołując dłońmi największe pokłady mocy, wprowadziła w drżenie wielki buk. Drzewo rozbłysło niezwykłym blaskiem, po czym zaczęło poruszać ogromnymi konarami i szumieć tak, jakby na Łagów miała spaść cała złość tego świata.



Falisława i Lasota poczuli niewidzialną i złowrogą siłę, która trawi ich trzewia i pcha w kierunku Bukowca. Królowa pełna złych przeczuć próbowała jeszcze się opierać by móc sąsiadce oddać pod opiekę syna, ale nie dała rady. Wraz z mężem zostali spętani mocą i doprowadzeni przed surowe oblicze rodzicielki.
- Zawiedliście mnie – zagrzmiała Matka Natura – złamaliście złotą przysięgę. Jezioro umiera, młode ryby nie dożywają wieku dorosłego, brzeg jeziora jest zniszczony i zaniedbany. Niebawem ludzie wyniosą się z tych ziem, pozostawiając po sobie zgliszcza! Musicie ponieść karę!
Wracacie do jeziora. Ty, Falisławo zamieszkasz z powrotem w iłowej ściance, a ty Lasoto obejmiesz znów dowództwo w korzeniach pod lasem. Wasz zamek zostanie zniszczony, a jezioro oddzielone wąskim przesmykiem. Już nigdy nie będziecie się mogli zobaczyć. Już nigdy nie będziecie mogli wyjść na brzeg. Od tej pory, do końca świata musicie pilnować jezior. Wasz syn, Derwan zostanie wśród ludzi, a kiedy dorośnie stanie się strażnikiem bukowych lasów.
Jak powiedziała Matka Natura, tak się stało. Od tamtej pory Sturie zamieszkują wody jeziora Ciecz, a Trzaski pilnują porządku w Jeziorze Łagowskim.
Falisława i Lasota nigdy więcej się nie spotkali. W czasie pełni wolno im podpływać jedynie do przesmyku i patrzeć sobie w oczy.
Może kiedyś ktoś zobaczy te niezwykłe stworzenia?







Komentarze

  1. Super zdjęcia, aż chce się wakacji trzeba przyznać;) Ja to polecałabym postawić na jakiś aktywny wypoczynek, woda aż się sama o to prosi. Na stronie https://gokajak.com/plecaki-wodoszczelne-51 można znaleźć cały niezbędny sprzęt na kajaki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn