Przejdź do głównej zawartości

Bieszczady II

W czasie deszczu dzieci się nudzą - tak przynajmniej mówi stare powiedzenie. W Bieszczadach jednak, o nudę trudno, nawet jeśli pogoda nie sprzyja i albo pada, albo jest zimno. Zapraszam na krótką podróż po bieszczadzkich terenach.

Pierwsza część znajduje się tu: Bieszczady


Żeby przejść najpiękniejsze bieszczadzkie połoniny, zwiedzić wszystkie muzea i cerkwie, trzeba by było kilkudziesięciu dni i mnóstwa czasu. W kilka dni, można co najwyżej, mówiąc kolokwialnie "liznąć" tych pięknych widoków, ale z wielkim przeświadczeniem, że z pewnością wrócimy tam za rok.

Pogoda w tym roku nie współpracowała. Szalała na termometrach, raz waląc trzydziestostopniowym upałem, a raz rozpieszczając przyjemnych chłodem i ulewnym deszczem. Mimo tak kapryśnych warunków pogodowych, warto zobaczyć kilka miejsc.

Naturalnie zacząć należy od Zapory Solińskiej, która od lat sześćdziesiątych cieszy oczy wszystkich turystów.


Mało jednak osób wie o tym, że jest jeszcze jedna zapora, którą wybudowano na Sanie kilka lat przed powstaniem tej największej w Polsce. Jedynie siedem kilometrów dzieli te dwie zapory, więc warto obejrzeć i tę w Myczkowcach.


Nieopodal tej niewielkiej zapory, również w Myczkowcach - znajduje się Park Miniatur Sakralnych, w którym to można zobaczyć aż 140 makiet budynków sakralnych, wykonanych w skali 1:25.

Adres:
Park Miniatur Sakralnych Myczkowce - Caritas Diecezji Rzeszowskiej
Myczkowce, Uherce
myczkowce@myczkowce-caritas.itl.pl
tel. 13/ 461-83-70
www.myczkowce.org.pl
Zwiedzanie bezpłatne




Po drodze można również odwiedzić Uherce Mineralne, w których mieści się królestwo smakoszy piwa - czyli browar Ursa Maior. Przepyszne piwa, octy piwne, krówki chmielowe, doskonałe, świeże przekąski, ale też możliwość zapoznania się z miejscowymi twórcami rękodzieła, czynią to miejsce niebagatelnym i wyjątkowym.  W deszczowe dni można zapisać się na zwiedzanie browaru i warsztaty piwowarskie.

Adres:

Uherce Mineralne 122A
38-623 Uherce Mineralne, Polska
tel.: +48 13 461 25 10
tel. kom.: +48 791 146 277
e-mail: biuro@ursamaior.pl





W dni, kiedy deszcz odpuszcza na tyle, że można pospacerować, najlepiej udać się tam, gdzie zwykle można spotkać piechurów. Gromkie dzień dobry usłyszy każdy wędrowiec na szlaku. Maszeruje się  wśród cudownych widoków, które wynagradzają trud wędrówki po szlakach przypominających błotne potoki. Wizyta w znanym wszystkim schronisku Chatka Puchatka pozwoli na zregenerowanie sił przed dalszą wędrówką Połoniną Wetlińską lub zejściem ze szczytu.














Będąc w Wetlinie nie wolno zapomnieć o wspaniałej Chacie Wędrowca, która wita strudzonych podróżników z szeroko rozwartymi ramionami. Naleśnik gigant czeka na wszystkich spragnionych domowych pyszności, wspaniałe piwa i gorące dania wynagradzają trudy wędrówek. Po obiedzie warto też zajrzeć do sklepiku Wędrowca, w którym urzęduje przesympatyczna właścicielka - Ewa. Służy radą, pomocą i mimo ruchu jak na targowicy, z każdym zamieni słowo.

Adres:

Chata Wędrowca Wetlina 113 Naleśnik Gigant z Jagodami Otwarta codziennie od 11:00 do 21:00 +48 500 22 55 33 chatawedrowca@gmail.com






W Paśmie Łopiennika i Durnej znajduje się szczyt Korbania. Zielony szlak wiedzie wprost z przyleśnego parkingu, ale wije się i wznosi dość stromo, dlatego wejście nie jest tak banalnie proste jak się wydaje. Dodatkowo, padający deszcz i szybko tworzące się błoto z gliny skutecznie spowalniają marsz. Staje się wtedy dość niebezpiecznie, ale przy odrobinie cierpliwości i spokoju, można wejść i zachwycać się widokami.






Ostatnimi czasy bardzo popularny stał się program o ludziach mieszkających i pracujących w Bieszczadach. Szczególną atencją widzowie darzą mężczyzn pracujących na wypałach. Jednym z nich jest Zygmunt, który wypala węgiel drzewny już ponad dwadzieścia lat i jak sam twierdzi - nie wyobraża sobie życia z dala od lasu, zapachu dymu wydobywającego się z retort.
Na niewielkim wypale, Zygmunt urządził sobie swój mały bieszczadzki świat. Mieszka w niewielkim baraku, który zewsząd otacza gęsty las. Przed wejściem pyszni się kolorowy kwiatowy ogród, okolony drewnianą barierką, a potem już tylko mnóstwo drewna, cztery retorty i on czekający na turystów.
Zygmunt dużo i chętnie mówi, dzieli się swoją wiedzą, opowiada historie Bieszczadu, ale nie za darmo. Żeby rozpocząć dysputę z tym niezwykle charyzmatycznym człowiekiem, potrzebne jest wkupne, czyli zwykle czteropak piwa lub butelka wódki. Bez tego Zygmunt nie rozmawia.
Dociekliwi turyści, którzy (sama byłam tego świadkiem) zadają pytania dotyczące zarobków w słynnej stacji - spuszczani są inteligentnie na drzewo. I słusznie. To tylko i wyłącznie sprawa głównego zainteresowanego.
Jeśli jednak chodzi o plotki z planu, to sprawa wygląda inaczej. Dowiemy się tego, że w odcinku, w którym żona pakuje walizki Zygmunta, to nie wyreżyserowane sceny, a prawda. Że Zygmunt to furiat i ustawia ekipę pod swoją modlę, bo jak mówi:
"Oni przyszli tu do mnie, a nie ja do nich".

Praca na wypale nigdy nie należała do najłatwiejszych, ale główny zainteresowany twierdzi, że lubi tę robotę. Ma koty, które dokarmia, odwiedza go lis, ryś, a ostatnio nawet niedźwiedź zajrzał mu w garnki, które nieopatrznie zostawił koło wejścia do baraku.

Jak dojechać do wypały Zygmunta:

Jadąc od Wołkowyi, należy kierować się na Baligród. Kilka kilometrów serpentyn i jedno półtorakilometrowe wzniesienie, na szczycie którego należy skręcić w lewo i zaparkować na wzgórzu. Później pieszo należy udać się w głąb lasu (około 200 metrów) i tam zobaczycie wypał.

Odwiedziny u starego wypalacza to niemal stały punkt wycieczek turystów i całkiem nieźle przemyślany biznes. Po obowiązkowych pogaduszkach można zakupić u niego węgiel do grilla za 10 PLN, a podobizna na opakowaniu to taki mini bonus od firmy.

Wszystkich, którzy nie lubią przekleństw - przestrzegam. Zygmunt opanował Łacinę w stopniu zaawansowanym i stosuje ją z lubością.











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn