Przejdź do głównej zawartości

Ona przyszła ostatnia - Teresa Monika Rudzka

Kiedy już po całym dniu pracy można spokojnie zasiąść do lektury, najlepiej wybrać pozycję ciekawą i taką, która ma wartką akcję, niebanalny pomysł i tłuściutki sarkazm ukryty w treści. Jeśli więc szukacie książki na lato, to "Ona przyszła Ostatnia" Teresy Moniki Rudzkiej będzie dobrym wyborem. 


Bohaterów powieści jest wielu i początkowo można mieć wrażenie, że ich losy są tak poplątane i dziwaczne, że w ogóle nic do siebie nie pasuje, ale potem wszystko pięknie się klaruje. Wyobraźcie sobie, że lądujecie w miłym pensjonacie w Nałęczowie, gdzie właśnie rozpoczyna się panel literacki. Do "Przepióreczki" przybywają pisarscy celebryci, gwiazdy literatury nijakiej, zadzierające nosa pisarki powieści "lepszych" i "o czymś", a także osoby, które jeszcze niczego nie wydały, ale mają nadzieję na rozpoczęcie pisarskiej przygody.

Poznajemy tam Józefa Mulawę, czyli właściciela wydawnictwa Piękne Słowa - około pięćdziesięcioletniego mężczyznę, seksoholika i łapserdaka, który połowie swoich autorów zalegał z płatnościami, drugiej połowie obiecywał złote góry i jeszcze dodatkowo sypiał z pracownicami. I kiedy człowiek myśli, że ten śliski jegomość zostanie głównym bohaterem, to dzieje się rzecz niespodziewana, ponieważ nasz boski Belmondo umiera. I tu zaczyna się tak naprawdę cała historia. Denata znajduje jedna z pisarek, która jednocześnie jest lekarką - pani doktor Remedios Pereira-Wilk. Szybko okazuje się, że śmierć nie nastąpiła z przyczyn naturalnych, a ktoś z dużą dawką siły pomógł jaśnie wydawcy zejść z tego ziemskiego padołu i rzucić podejrzenie na wcześniej wspomnianą panią doktor. Sprawą zajmuje się miejscowa policja (dwaj policjanci bez jaj i zacięcia śledczego), którzy oddają sprawę w ręce Remedios i tylko przyglądają się jej poczynaniom. A kto zabił? No cóż, to jest prawdziwa niespodzianka, ale trzeba przeczytać żeby się dowiedzieć.

Osoby, które czytają książki polskich autorek mogą doszukiwać się tu porównań do prawdziwych postaci (ja tak robiłam)  - co daje niesamowitą frajdę, trzeba tylko dobrze łączyć fakty i być obytym w tym niezwykłym pisarskim sosie. Bo jak się okazuje, nawet w tak inteligentnym towarzystwie liczą się mniejsze lub większe układy, a powiedzenie "ręka, rękę myje" jest nad wyraz trafne.

Powieść napisana jest inteligentnie i barwnie. Postaci (w większości) są charakterne i zapadające w pamięć, a poczucie humoru, sarkazm i ironia, są ukryte tak sprytnie, że czytelnik jest tym miło zaskoczony. Książka jest dość krótka, ponieważ zawiera 272 strony, ale treść jest wartka i orzeźwiająca - czyta się ją jednym tchem. Świetna propozycja na lato.








  • Numer katalogowy: 1945933
  • Numer ISBN: 9788365351685
  • Kod kreskowy (EAN): 9788365351685
  • liczba stron: 272
  • okładka: miękka
  • Wydawnictwo: Lucky
  • Format: 12.5 x 19.5 cm
  • Rok wydania: 2018


  • Komentarze

    Popularne posty z tego bloga

    Bajka o królowej Róży

    Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

    Bajka o wrocławskich krasnalach

    Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

    O sercu, żółci i kiju w dupie

    Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn