Przejdź do głównej zawartości

Ogród Zuzanny 2


Dawno nie czytałam tak zabawnej obyczajówki. Pięknie napisana, zabawna historia wielu bohaterów (choć opisy wskazują na dwoje), doskonałe dialogi i... mnóstwo kwiatów. Tak, kwiaty w tej powieści wiodą prym. Dziwnie znajomy zapach ziemi niemalże wydobywa się z kart powieści, tęskno robi się za ubłoconymi kolanami, pielęgnacją cebulek, przycinaniem krzewów. Do tego opisy kęp hortensji, zagonów irysów i róż (za którymi nomen omen nie przepadam) M-me Isaac Pereire, lilii i piwonii.



Oprócz kwiatów, są też ludzie. Piękni, kolorowi, popełniający błędy, tacy zwyczajni - niezwyczajni - pełni swoich maleńkich wad i dziwactw. Do tego całego wesołego rozgardiaszu dołączają psy, świnia polska zwisłoucha w różowej, wysadzanej cyrkoniami Svarowskiego obroży, a także kura, która po bliskim spotkaniu z wielgachnym kołem motocykla miejscowego proboszcza, postanowiła zostać kogutem i piać o brzasku.

To zupełnie inna opowieść niż wszystkie. Ciepła i smaczna jak drożdżowiec babci, ciekawa jak historia sprzed wojny i złożona niczym chusteczka w butonierce.  Takie miałam wrażenia po przeczytaniu pierwszej części "Ogrodu Zuzanny" Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej. A oto co sądzę o części drugiej:






Otóż, dalsze losy bohaterów rozwijają się niezwykle barwnie i dynamicznie, a to co zaserwowały czytelnikom autorki to prawdziwy jak śmietana cukiernika Grzybka rarytas.

W części drugiej wracamy do Starej Leśnej, w której miłość rozpanoszyła się na dobre i rozwija swe ciepłe skrzydła nad wszystkim, którzy są gotowi na jej przyjście. W małej miejscowości, którą rządzi szalony ksiądz Fąfara, zwany Dzikim, a także uroczy kolorowy ptak - babcia Cecylia - nestorka rodu Czaplicz nie może być nudno. Ba! Jest całkiem zabawnie, choć czasem powiewa grozą. Zuzanna z Adamem planują ślub, ich syn Wojtek dorasta, Kazia szaleje z niepokoju o dobro materialne swojej rodziny, co odbija się negatywnie na jej małżeństwie, a Wiola wreszcie staje się kobietą świadomą i asertywną. Poza tym, w zwykle spokojnej miejscowości dochodzi do tragedii, ponieważ w niewyjaśnionych okolicznościach umiera elegant i oszust w jednym - Jan Maria Sochacki, a miejscowa policja dochodzi do wniosku, że człowiek został otruty. Ale otruty w wielkim stylu, bo za pomocą sproszkowanych nasion kulczyby wronie oko. I zgadnijcie na kogo pada podejrzenie? Ano tego nie zdradzę.



Czekałam na tę powieść kilka miesięcy i nie zawiodłam się. To przepiękna historia, której dalszą część prawdopodobnie będziemy mogli czytać już niedługo. Autorki wspięły się na wyżyny kunsztu pisarskiego i stworzyły tak ciepłą i fantastyczną powieść obyczajową jakiej dawno nie czytałam. Każdy bohater ma swoje pięć minut, jest opisany w każdym szczególe. Postaci poznajemy tak, jak poznawalibyśmy własnych znajomych i tak staje się po czasie. Utożsamiamy się z bohaterami, trzymamy kciuki za swoich ulubieńców i drwimy z wad tych mniej lubianych. Obcowanie z bohaterami wprawia nas w taki stan, jakbyśmy sami chcieli przenieść się do Starej Leśnej, napić się dereniówki z Zuzką i Cecylią, podrapać po pierzastej głowie Kulczybę i wreszcie pójść na ciastko z kremem do cukierni pana Grzybka. Wszak on nigdy nie żałuje śmietany i masła do produkcji łakoci, a w tym tkwi cały jego sekret.

Zdawać by się mogło, że to powieść o miłości. Tak oczywiście jest, choć miłość nie znajduje się tu na pierwszym planie, a jedynie zagląda od czasu do czasu i pojawia się w odpowiednich momentach. Towarzyszy perypetiom bohaterów i lekko otula swymi opiekuńczymi dłońmi zawsze wtedy, kiedy postaci zdecydują się ją wpuścić do swych domów i serc.

Jak wiadomo najpiękniejsze powieści pisze życie. I w tym przypadku życiowe problemy bohaterów sprawdzają się po tysiąckroć!





                                          data wydania sierpień 2018 (data przybliżona)


ISBN 9788328054042

kategoria Literatura obyczajowa

język polski 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...