Przejdź do głównej zawartości

Pęknięta korona Grzegorz Wielgus

Pośród wielu doskonałych pozycji traktujących o zagadkach kryminalnych, na rynku znaleźć można też jedną, która nieco odbiega od utartych standardów. Powieść niosącą lekki powiew świeżości w kręgach literackich, pokazującą historyczne niuanse oraz mowę - oszlifowany, średniowieczny język kronikarzy, który od początku do końca konsekwentnie buduje powieść. Zapraszam w okolice Krakowa sprzed ponad siedmiuset lat.


Zacząć należy od tego, że na brzegu Wisły pojawia się ciało mężczyzny, które jest tak okaleczone, że nie sposób rozpoznać kto zacz. Pokieraszowana twarz, odrąbane palce u ręki i szereg innych śladów pozwalają przypuszczać, że człowiek zginął śmiercią brutalną i z pewnością nie nagłą. Jedynym śladem, od którego można zacząć śledztwo to skórzane obuwie oraz figura szachowa. Szybko okazuje się jednak, że to nie jedyna ofiara znaleziona w podkrakowskich stanicach. Jakiś czas później, zostaje znalezione kolejne ciało. Tym razem jednak logika nijak ma się do zbrodni, ponieważ mężczyzna prawdopodobnie odprawiał rytuały, które uchodzić mogą za pogańskie. Zagadkowymi śmierciami zajmują się dominikanin - brat Gotfryd oraz dwaj rycerze - Jaksa i Lambert.

W czasach średniowiecznych Polska była młodym krajem chrześcijańskim. Symbolem tego okresu jest z pewnością krzyż i miecz. Często te dwa eksponaty towarzyszyły podczas walk zbrojnych, ale też w czasie, kiedy ludzie (mimo wyraźnych zakazów kościoła), wciąż wierzyli w gusła i zabobony oraz nierzadko odprawiali zakazane rytuały, z którymi walczono. Wiara ta wynikała prawdopodobnie z braku wykształcenia, a podania i mity były pielęgnowane i powtarzane często przy okazji wspólnych biesiad. I dlatego też tak idealnie autor umieścił tu postać brata Gotfryda, oddanego Bogu inkwizytora, który boryka się nie tylko z zagadkowymi śmierciami, ale też razem z rycerskimi kompanami szuka upiorów, wampirów, strzyg i innych potworów.

Kryminał ma to do siebie, że ktoś pada trupem w niewyjaśnionych okolicznościach, a potem rozpoczyna się śledztwo. I od tego jak to śledztwo będzie prowadzone, w jaki sposób pisarz poprowadzi przez nie czytelnika, zależy czy będzie to lektura interesująca. Otóż struktura i konstrukcja tej powieści są wzorowe i łatwo przychodzi czytelnikowi wykoncypowanie jaki będzie finał tej historii. Akcja jest wartka i nienudna, ale język, o którym wspominałam może sprawiać pewne trudności i to właśnie on powoduje, że trudno będzie sięgnąć po tę pozycję. Jest to niewątpliwie propozycja dla osób lubiących historię, ludzi, którzy interesują się dziejami naszego kraju, ale też dla wielbicieli fantasy. Ta książka nie jest napisana jednotorowo. Mimo, iż mamy do czynienia z kryminałem, to jest też swego rodzaju kompendium wiedzy historycznej, a także miła historia z wątkami fantastycznymi, które przypominają czasem "Wiedźmina".

Jeśli chodzi o postaci, to są one potraktowane nieco po macoszemu. Brakowało mi wiedzy niezbędnej do oceny każdego bohatera, choć może autor taki miał zamysł, żeby podczas kolejnych perypetii odgadywać ich zachowania i krok po kroku poznawać jegomości, którzy są filarami tej historii? Jeśli tak, to muszę powiedzieć, że nie do końca się to udało, pomysł był, ale czegoś zabrakło. Bohaterowie są mało wyraziści, czytelnik nie jest w stanie przywiązać się do nich, mają w sobie jakiś element odpychający, choć rycerze w tym wypadku mniej niż sam brat Gotfryd.

Jeśli więc jesteś człowiekiem lubiącym historię, czytasz i lubujesz się w fantastyce, to ta propozycja będzie odpowiednia. W jednym niewielkim kociołku pt. "Pęknięta korona" znajduje się dobra mieszanina różnych literackich smaków. 


Tytuł: Pęknięta koronaAutor: Grzegorz WielgusWydawnictwo: InitiumLiczba stron: 240ISBN: 978-83-62577-74-3

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn