Przejdź do głównej zawartości

"Niewinna pomyłka" Joanna Hacz

Czasem warto odpocząć popołudniową porą i przy filiżance gorącej kawy lub herbaty poczytać coś lekkiego. Trafiłam dziś na powieść, którą połknęłam w dwie godziny i ułożyłam bezpiecznie na półce blisko książkowych koleżanek.



Główną bohaterką jest Patrycja, zwana Wiśnią, biznesmen Ludwik oraz krnąbrny i bezczelny kilkulatek Tymek, przebywający pod opieką Patrycji. Młodzi poznają się w dość dziwnych warunkach - Ludwik ratuje Patrycję na autostradzie, która z dzieckiem na rękach ucieka przed ścigającym ją mężczyzną i kierowany dziwną siłą ciągnącą go do dziewczyny, postanawia jej pomóc. Sprawa się komplikuje, ponieważ kobieta jest szalenie skryta, a chłopak bardzo taktowny. Przez niedopowiedzenia i insynuacje dochodzi kilkukrotnie do zabawnych sytuacji, szybkich zwrotów akcji i kłopotów, które chcąc nie chcąc towarzyszą bohaterce do samego końca.

Książkę czyta się bardzo szybko, ale w kilku miejscach dopatrzyłam się błędów. Najpierw dziecko ma trzy lata, a za kilka rozdziałów cztery. W połowie książki okazuje się, że to jednak trzylatek. Poza tym, tak małe dziecko, nawet piekielnie inteligentne i niezwykle wygadane, podczas zwykłej rozmowy nie używa zdań wielokrotnie złożonych. Śmiem twierdzić, że niektórzy dorośli nie posiadają takiego zasobu słów jak Tymek. No, chyba, że malec jest geniuszem i autorka zapomniała o tym wspomnieć.
Kolejny, choć mniej znaczący błąd jest taki, że Ludwik do końca nie zna nazwiska Patrycji, mimo, iż był z nią, kiedy policja spisywała jej zeznania i pilnował dziewczyny niczym Cerber. A wiadomo przecież, że funkcjonariusze zawsze, ale to zawsze legitymują w takiej sytuacji obywatela.

Mimo tych dwóch niedociągnięć, muszę powiedzieć, że książka była bardzo przyjemna i miła, ale jest to lektura dla uroczych i przykładnych obywatelek. Powieść przepełniona jest kurtuazją, kindersztubą i przesadną dbałością o pozory. Sporo w niej nawiązań religijnych i zasad niemalże ortodoksyjnych. Niby książka o miłości, uniesieniach i luzie, a jednak wytycza pewne granice, które nie pozwalają czytelnikowi wyjść poza raz obrany schemat.

Jeśli więc macie ochotę na krótkie spotkanie z Ludwikiem i Patrycją, to ja przeszkód nie widzę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn