Przejdź do głównej zawartości

Marta Kisiel Pierwsze Słowo

Jakiś czas temu dopadł mnie wirus. Nie jest niebezpieczny, ale rozprzestrzenia się błyskawicznie i infekuje kolejne osoby, a choroba którą wywołuje nie ma swego nazewnictwa w literaturze medycznej. Pierwsze jej objawy, to wysyp na półkach książek o aniołach wszelkiej maści, powieści traktujących o stworach kudłatych i mackowatych, czyli dożywotnikach rubasznych, wesołych i uroczych, a potem... potem już z górki. Jak grzyby po deszczu na regałach pojawiają się książki o tematyce różnej, czyt. kisielowej. Kisielizm – bo o nim mowa – wtłacza się w organizm i nic już na to nie można poradzić, trzeba z nim żyć. Ale to dobre życie – rozwijające wyobraźnię i pielęgnujące poczucie humoru.


Dziś kilka słów o "Pierwszym słowie" czyli zbiorze opowiadań pióra Marty Kisiel. 

Mamy tu jedenaście opowiadań o tematyce bliskiej sercu każdego fana autorki. Z przyjemnością można odświeżyć sobie informacje o Lichotce, kilku dożywotnikach i Konradzie, który ma anioła w bamboszkach, właściwie to chyba anioł ma Konrada. Bez bamboszków. Do tego całego rozgardiaszu dołącza gotujący potwór Krakers i jegomość Szczęsny – bujająca głową w chmurach zjawa, która w dodatku gada wierszem i pisze niedorzeczne poematy, limeryki i inne romantyczne dyrdymały. 

Poznać można też bohaterów opowiadania "Szaławiła", które zaostrzyło apetyty czytelników "Dożywocia". Wiedzieć bowiem musicie, że akcja tego opowiadania rozgrywa się w miejscu gdzie kiedyś stała Lichotka. Oznacza to, że dom, który stanął na jej fundamentach nie może być normalny i wkrótce pojawi się w nim nieoczekiwany gość. Taki mały, kudłaty, rogaty i w dodatku ma wadę wymowy. Ale czy to będzie jedyny nieproszony obywatel? 

Kolejne opowiadania przedstawiają rzeczywistość mniej lub bardziej mroczną, czasem kuriozalną, innym razem przerażającą, ale ciągle fantastyczną i różną.

Wyobraźcie sobie, że w jednym zamku ląduje trzech morderców carów o dość, powiedziałabym interesujących imionach; Wallenrod, Winkelried oraz Wawrzyniec. Panowie muszą zmierzyć się ze strachem, zjawami oraz urojeniami alkoholowymi. A może to nie urojenia?

Możecie dopingować biednemu Sokółkowi, który pracuje w wyjątkowo urokliwym miejscu pełnym koronek, tiulów i kobiecych wdzięków. Wzruszać się podczas lektury opowiadania o matce, która straciła swoje dziecko, dziwić się Stanisławowi Kozikowi – więźniowi korporacji, który żyje tak szybko, że nie zauważa własnej śmierci. Możecie też łapać się za głowę czytając "Rozmowę dyskwalifikacyjną", podczas której komisja przesłuchuje potencjalnych pracowników. A możecie też wcielić się w detektywa i spróbować rozwiązać tajemniczą śmierć młodej kobiety. 

Marta Kisiel po raz kolejny zaserwowała czytelnikom wspaniałą literacką ucztę. To, co  charakteryzuje autorkę, to szacunek dla czytelnika, bowiem każda z jej książek zmusza do myślenia, do odgrzebania w czeluściach umysłu klepek odpowiedzialnych za wyobraźnię i nierzadko odnalezienia poczucia humoru, którego tak często nam brakuje.

Podobno Marta nie umie pisać opowiadań – tak przynajmniej twierdzi. Jestem zmuszona się nie zgodzić z tym stwierdzeniem i z pełną odpowiedzialnością polecić Wam tę książkę.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn