Przeczytałam gdzieś, że Toń jest najsłabszą powieścią Marty Kisiel i, że lepiej zastąpić tę propozycję czymś innym i nie zawracać sobie nią głowy. Cóż, większej bzdury nie słyszałam, ale jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził. Wzięłam więc na tapet powieść żeby zbadać ten zarzut i przepadłam na dwa wieczory, choć kot próbował mi to uniemożliwić...
Kiślowe universum rozrasta się coraz piękniej, ku uciesze czytelników, ale, że do premiery Oczu urocznych jeszcze cztery miesiące, dziś opowiem o tym, że nic nie jest oczywiste i w nawet najlepszej rodzinie wydarzyć się mogą rzeczy, o których nikt by nawet nie śnił. A poza tym to miał być taki kryminał. Najprawdziwszy z prawdziwych. Mięsisty i zadziwiający. I był. Najprawdziwszy, trzymający w napięciu komedio ‒ thrillel w klimacie fantasy.
Akcja rozpoczyna się powrotem bratanicy marnotrawnej do rodzinnego domu. Dżusi Stern, kolorowy ptak i sól w oku ciotki Klary oraz nieodpowiedzialna siostra w jednym, wraca do domu, by pomóc w opiece nad mieszkaniem. Niby sprawa prosta, ciotka wyjechała, pozostaje na włościach z siostrą, ale zasady panujące w domu wykluczają infantylny charakter tego zadania. Ciotka bowiem przestrzega niezrozumiałych zasad, którym siostry Stern musiały się podporządkować. Nigdy nie wolno wpuszczać do domu ludzi, a wewnątrz zawsze musi przebywać choć jedna osoba. Eleonora, czyli starsza siostra Dżusi jest nudną bibliotekarką i nie dogaduje się z siostrą. Mają zupełnie inne priorytety, charaktery, inaczej postrzegają świat i życie w sąsiedzkiej społeczności. Jest jednak coś co je spaja, ale o tym siostry dowiedzą się nieco później.
Poza tym, wspomnieć należy również o przyprawiającym o dreszcze Ramzesie, zegarmistrzu Gerdzie, ciekawskiej sąsiadce pani Bimbowej, tajemniczym wnuku wcześniej wspomnianej, a także o cudownej pani Matyldzie. Wszystkie te postaci w tajemniczy sposób są ze sobą powiązane. I choć wydawać by się mogło, że to niemożliwe, krok po kroku razem z autorką odkrywamy kolejne karty, łączymy wszystkie fakty i pędzimy ku rozwiązaniu zagadki. Bo, znane jest powiedzenie, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A w tym wypadku chodzi o potężne pieniądze związane z antykami i... podróżami w czasie. Te jednak nie odbywają się dzięki pomocy wynalazków ani samochodów na napęd rakietowy. Polegają na tonięciu w czasie. I jest to o tyle fascynujące co bardzo niebezpieczne. A odkrycie tak potężnego daru jest olbrzymim szokiem, ale też wiele tłumaczy.
Z tego całego rozgardiaszu i wszędobylskiego chaosu wyłania się prawda, która personalnie dotyka bohaterów. Prawda niewygodna i bolesna, pełna żalu i zaszłości, z którymi postaci muszą sobie poradzić.
Inteligencja, rozrośnięta do granic możliwości wyobraźnia, a także szacunek dla czytelników charakteryzuje książki Marty Kisiel. Być może ciąży na niej swego rodzaju klątwa "Dożywocia" tak uwielbianego przez wszystkich, ale warto zajrzeć do innych jej powieści. One wszystkie ugotowane są w jednym wywarze ‒ w rosole z kłulika, który niczym najwytrawniejsze z dań, spokojnie bulgocze i robi się coraz smaczniejsze. Każda kolejna powieść Marty jest inna, ale też zachowuje swój charakterystyczny klimat i wysoki poziom. Od czytelników też można wymagać. Tych kisielowych zmusza się do myślenia. I to jest piękne!
Komentarze
Prześlij komentarz