Przejdź do głównej zawartości

Świąteczny List - Elyse Douglas

Czasem książka przyciąga człowieka już samą okładką. Tak właśnie było przy okazji dzisiejszej propozycji. Zachwyciłam się tą iście zimową scenerią i wiedziałam, że muszę ją przeczytać. O ile zewnętrznie to ładny widoczek, o tyle w środku dzieje się magia. 
Zapraszam do podróży w czasie!




Nie znałam wcześniej Elyse Douglas, choć właściwie powinnam powiedzieć mariażu pisarskiego Elyse Parmentier i Douglasa Penningtona, bo to właśnie oni tworzą pod pseudonimem. Małżeństwo pisze już od wielu lat, dzięki czemu istnieje szansa na to, że być może doczekamy się wydania kolejnych powieści.

To nie jest typowa powieść świąteczna, przepełniona zapachem pierników, aromatem igiełek jodły i wszechobecnego oczekiwania. To dobrze przemyślana i skonstruowana opowieść o poszukiwaniu miłości i swojego ja.

Bohaterką jest niedawno rozwiedziona Evelyn Sharland, niezależna młoda kobieta, pielęgniarka, która przebywa właśnie na krótkim urlopie i odwiedza sklep z antykami. Wśród kurzu i innych bibelotów znajduje złoty naszyjnik, lampion i list... zaadresowany do siebie. Konsternacja i szok popychają dziewczynę do zakupów i przywiezienia przedmiotów do swojego domu w Nowym Jorku. List okazuje się być wyznaniem miłosnym napisanym w 1885 roku przez Johna Allistera Harrigshawa. Wynika z niego, że mężczyzna żałuje swojej decyzji. Myśląc o pozycji swojej rodziny i bogactwie - odtrąca miłość Evelyn, która nie należy do elity i żeniąc się z nią popełniłby mezalians. Niestety nie jest w stanie naprawić swojego błędu, gdyż jego ukochana umiera na gruźlicę. 
Eve, wzruszona do granic możliwości zapala lampion i przenosi się w czasie do roku 1885. Ląduje w Nowym Jorku sprzed ponad stu lat i trafia w sam środek intryg uknutych przez bogatego Alberta Harringshawa, czyli brata autora listu.

Bohaterka zderza się z innymi obyczajami panującymi w wieku pozłacanym. Jest przerażona tym, że kobiety były traktowane jako słabe i niemyślące istoty, którym wmawiało się często głupotę. Z ulgą jednak odkrywa, że ta sytuacja powoli zaczyna się zmieniać i niektóre kobiety stają się samodzielne, zaczyna kiełkować ruch Sufrażystek.

Podczas swojej niezwykłej podróży w czasie, Eve poznaje mężczyznę, który burzy jej dotychczasowe priorytety. Zakochuje się bez pamięci i pod potężnym wpływem miłości zmienia przeszłość. Czy jej występek będzie miał wpływ na teraźniejszość? O tym musicie przekonać się sami.

Autorzy przykładają mnóstwo uwagi do szczegółów. Dokładnie opisują wszystkie niuanse, począwszy od architektury, obyczajności, a skończywszy na elementach ubioru czy opisach wnętrz. dodać trzeba, że opisów nie ma zbyt dużo, są sumiennie przygotowane, ale podane w formie koncentratu pobudzającego wyobraźnię.  Całość tworzy niesamowity klimat i pozwala przenieść się w czasie wraz z bohaterką.

"Świąteczny list" to wspaniała przygoda i podróż w czasie. Niezwykle pouczająca wycieczka po XIX wieku, czasach, w których kobiety były uprzedmiotawiane, pouczane i okryte nudnym parasolem nicnierobienia. Książka zmusza do myślenia, do docenienia tego, jak niewielka grupa kobiet wywalczyła niezależność i prawo do głosowania. 

Akcent świąteczny to miłość. Czysta, nieskażona głupstwami i po wielu perypetiach pełna zaufania do drugiej osoby. Okazuje się, że drugą połówkę znajduje się prędzej czy później. Bo jeśli nie teraz, to może w przeszłości?

Urocza, magiczna opowieść poleca się na święta


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn