Zdarza się, że pod wpływem pewnych trudnych życiowych problemów, człowiek zmuszony jest do zmiany swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Czasem jest to zmiana na złe, ale trwa jakiś czas i potem można wrócić na wcześniej obraną drogę. Wymaga to czasu, nierzadko poświęcenia, ale zyski są nieproporcjonalnie wysokie.
Dziś o tym, że warto być szczęśliwym i dać sobie szansę.
Historia Marie jest oryginalna. Bohaterka to córka i siostra bogatych właścicieli stoczni produkujących luksusowe łodzie, nie przykładająca uwagi do rodzinnych konotacji, kobieta żyjąca z dnia na dzień, szczęśliwa w luźnym i niezobowiązującym związku, otoczona wianuszkiem barwnych przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Nie oczekuje od życia fajerwerków, ani czułości. Zraniona przed laty, stara się nie wiązać przyszłości z żadnymi mężczyznami, skutecznie ich od siebie odsuwając. Kontakty z rodziną ogranicza do niezbędnego minimum. Nie chce dać się zamknąć w ciasnych i pełnych ambicji ramionach rodzinnego biznesu, woli być wyrzutkiem i czarną owcą.
Jej postrzeganie świata zmienia się w momencie, kiedy Christine – siostra Marie – zapada na chorobę nowotworową. I to właśnie ją siostra wybiera na powiernicę bólu, opiekunkę jej dwojga dzieci i zastępczynię w firmie. Dotychczasowe życie krnąbrnej i nieodpowiedzialnej Marie zostaje wywrócone do góry nogami. W krótkim czasie bowiem, kobieta musi nauczyć się zarządzania domem, firmą, pracownikami, czasem wolnym, ale też sercem, które zupełnie niespodziewanie zaczyna szybciej bić na widok dyrektora Daniela. Okazuje się, że pełne ręce roboty, przywiązanie i miłość obudzą w Marie drzemiącą biznesową lwicę, która potrafi walczyć o swoje.
Szczęście dla zuchwałych to cudowna, ciepła opowieść o poszukiwaniu siebie i poczuciu własnej wartości. Książka, mimo, iż porusza trudne kwestie, przepełniona jest humorem i nadzieją na lepsze jutro. To taki trochę śmiech przez łzy, ale bardzo oczyszczający i świeży. To bardzo dobra powieść obyczajowa, opowiadająca o tym, że zawsze warto próbować, walczyć i być przygotowaną na wszystko. Nawet jeśli są to marzenia, o których nie mówi się głośno.
Petra Hülsmann jak się okazuje, to też szalenie dobra autorka romansów. Wplotła tutaj miłość tak subtelnie i ładnie, że czytelnik nie spostrzegł momentu zakochania, pierwszych nieśmiałych sygnałów miłości, które pięknie budują tę powieść. A miłości jest tu mnóstwo. Bo jest i ta romantyczna, i ta rodzicielska, ale też ta, która wiąże na zawsze – miłość siostrzana i przyjacielska. To jest powieść emocjonalna i taka, o której później dużo się myśli.
Zastanawiałam się czy twórczość Petry można porównać z innymi autorkami i wyszło, że to niemożliwe. Ta autorka jest jedyna w swoim rodzaju i moim marzeniem jest by pozostałe tytuły jej książek były takimi bestsellerami jak w Niemczech. No i, oczywiście, życzę sobie mieć je wszystkie na półce. Polecam najgoręcej!
Komentarze
Prześlij komentarz