Przejdź do głównej zawartości

Petra Hülsmann – Szczęście dla zuchwałych

Zdarza się, że pod wpływem pewnych trudnych życiowych problemów, człowiek zmuszony jest do zmiany swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Czasem jest to zmiana na złe, ale trwa jakiś czas i potem można wrócić na wcześniej obraną drogę. Wymaga to czasu, nierzadko poświęcenia, ale zyski są nieproporcjonalnie wysokie.
Dziś o tym, że warto być szczęśliwym i dać sobie szansę.



Historia Marie jest oryginalna. Bohaterka to córka i siostra bogatych właścicieli stoczni produkujących luksusowe łodzie, nie przykładająca uwagi do rodzinnych konotacji, kobieta żyjąca z dnia na dzień, szczęśliwa w luźnym i niezobowiązującym związku, otoczona wianuszkiem barwnych przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Nie oczekuje od życia fajerwerków, ani czułości. Zraniona przed laty, stara się nie wiązać przyszłości z żadnymi mężczyznami, skutecznie ich od siebie odsuwając. Kontakty z rodziną ogranicza do niezbędnego minimum. Nie chce dać się zamknąć w ciasnych i pełnych ambicji ramionach rodzinnego biznesu, woli być wyrzutkiem i czarną owcą.

Jej postrzeganie świata zmienia się w momencie, kiedy Christine – siostra Marie  zapada na chorobę nowotworową. I to właśnie ją siostra wybiera na powiernicę bólu, opiekunkę jej dwojga dzieci i zastępczynię w firmie. Dotychczasowe życie krnąbrnej i nieodpowiedzialnej Marie zostaje wywrócone do góry nogami. W krótkim czasie bowiem, kobieta musi nauczyć się zarządzania domem, firmą, pracownikami, czasem wolnym, ale też sercem, które zupełnie niespodziewanie zaczyna szybciej bić na widok dyrektora Daniela. Okazuje się, że pełne ręce roboty, przywiązanie i miłość obudzą w Marie drzemiącą biznesową lwicę, która potrafi walczyć o swoje.

Szczęście dla zuchwałych to cudowna, ciepła opowieść o poszukiwaniu siebie i poczuciu własnej wartości. Książka, mimo, iż porusza trudne kwestie, przepełniona jest humorem i nadzieją na lepsze jutro. To taki trochę śmiech przez łzy, ale bardzo oczyszczający i świeży. To bardzo dobra powieść obyczajowa, opowiadająca o tym, że zawsze warto próbować, walczyć i być przygotowaną na wszystko. Nawet jeśli są to marzenia, o których nie mówi się głośno.

Petra Hülsmann jak się okazuje, to też szalenie dobra autorka romansów. Wplotła tutaj miłość tak subtelnie i ładnie, że czytelnik nie spostrzegł momentu zakochania, pierwszych nieśmiałych sygnałów miłości, które pięknie budują tę powieść. A miłości jest tu mnóstwo. Bo jest i ta romantyczna, i ta rodzicielska, ale też ta, która wiąże na zawsze – miłość siostrzana i przyjacielska. To jest powieść emocjonalna i taka, o której później dużo się myśli. 

Zastanawiałam się czy twórczość Petry można porównać z innymi autorkami i wyszło, że to niemożliwe. Ta autorka jest jedyna w swoim rodzaju i moim marzeniem jest by pozostałe tytuły jej książek były takimi bestsellerami jak w Niemczech. No i, oczywiście, życzę sobie mieć je wszystkie na półce. Polecam najgoręcej!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...