Miałam może kilkanaście lat, rumiane lica i głowę pełną marzeń, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Ptaki ciernistych krzewów na małym, kineskopowym ekranie. W pokoju stołowym panowała cisza, a ja, zapatrzona w Richarda Chamberlaina w roli ojca Ralpha de Bricassarta, wzdychałam jak szalona. Ach, co to była za miłość! Co za spojrzenia! Co za dramat! Moje serce biło wtedy szybko i nierówno, a myśli galopowały prosto do zakazanej miłości. Od tamtej pory minęły dekady. Lico może mniej rumiane, człowiek nieco bardziej doświadczony, ale ciekawość pozostała. Pomyślałam więc: czy ta historia nadal ma w sobie tę magię? Czy przetrwała próbę czasu? I zanurzyłam się w powieści. Z radością donoszę, że Ptaki ciernistych krzewów są nie tylko ponadczasowe, ale absolutnie zachwycające. Złapały mnie za serce tak samo, a może nawet mocniej, niż wtedy, gdy po raz pierwszy poznałam losy Meggie Cleary i ojca Ralpha. To nie jest tylko opowieść o miłości. To historia o poświęceniu, niemożliwośc...