Wyszłam z knajpy na lekkim rauszu. To było bardzo specyficzne przeżycie, ale całkiem miłe. Jedzenie było wspaniałe. Bez sztucznych dodatków i glutaminianu sodu. Tak mogliby karmić w naszych czasach.    Rozejrzałam się po miejscowości. Wylądowałam w jakiejś wiosce. Jedna ulica, przy której usytuowano wszystkie ważne budynki. Sklep spożywczy, masarnia, piekarnia, żelazny, obuwniczy, ośrodek zdrowia, kości ół, urząd gminy, kółko rolnicze i koniec. Dalej tylko budynki mieszkalne.                                                                  zdj. radioszczecin.pl         Zanotowałam w zeszycie lokalizację. Zdaje się, że wieś znajduje się blisko jakiejś często uczęszczanej drogi krajowej. Zdecydowałam, że zwiedzanie zacznę od spożywczaka.   Łapię mosiężną klamkę i otwieram podwójne drzwi, które skrzypią niemiłosiernie. Sprzedawczyni, która usłyszała m...