Przejdź do głównej zawartości

Harlequin

Idalia wcisnęła pedał gazu i z piskiem opon odjechała z parkingu przy firmie Utel. Była wściekła. Prezes wysłał ją do Zakopanego, żeby zrobiła research na temat ich największego wroga - Jana Kadrunia - biznesmena z Podhala, który miał coraz lepsze notowania na giełdzie.




Jako "prawa ręka" szefa, obdarzona przez niego bezwględnym zaufaniem, siała postrach w pracy. Z jej zdaniem liczył się najbardziej.
Była zadowolona ze swojego życia. Jako 33 - letnia kobieta, miała wszystko. Apartament na Woli, audi Q7, wspaniale płatną pracę i wesołe życie singielki. Matka natura nie poskąpiła jej urody. Miała długie kasztanowe włosy i piękną figurę, którą zdobił krągły kształt biustu. Była kobietą w każdym calu.
Mieszkanie urządziła w modnym, minimalistycznym stylu, zadbała o olbrzymią garderobę i złotą kartę kredytową. Żyło jej się dobrze i nie odczuwała braku mężczyzn. Od czasu do czasu spotykała się na niezobowiązujący seks z Marcinem z działu kadr, ale nudził ją strasznie i nie lubiła przebywać w jego towarzystwie dłużej niż kilka godzin.
Zatrzymała samochód przed drzwiami wejściowymi, a czekająca już na nią asystentka Marianna podała jej spakowaną walizkę i mini kuferek z najpotrzebniejszymi rzeczami. Ida bąknęła podziękowania, dała dziewczynie wolne do końca tygodnia i ruszyła. Skierowała samochód w stronę zjazdu do autostrady i uciekła myślami do misji przydzielonej jej przez szefa.


Miała udać się do Zakopanego i poszukać bacówki u Kadrunia. Jej zadaniem było zbliżenie się do właściciela na tyle, żeby zaczął jej ufać i opowiedział o jej planach biznesowych.
Po drodze zatrzymywała się kilka razy i notowała sposoby, którymi dotrze do Jana Kadrunia. Wiedziała o nim tylko tyle, że to czterdziestoletni kawaler, który wrócił z Waszyngtonu, porzucając swoją karierę polityczną i zadomawiając się w Polsce. Zajął się budowaniem domów drewnianych i nie miał sobie równych na podhalu. Jego firma ruszyła na giełdzie i bardzo wysoko się utrzymuje, co może stanowić poważny problem dla Utelu.
Po kilku godzinach jazdy, dotarła na miejsce. Marianna zamówiła jej nocleg w bacówce kilka dni wcześniej, więc nie była niespodziewanym gościem. Koła terenowego audi zachrzęściły na podjeździe. Ida zaparkowała przed domem, wysiadła z auta i rozejrzała się. Dom był cudowny. Wybudowany z wielkich drewnianych bali. Dom zdobiły rzeźbione, ciężkie drzwi z mosiężną klamką. W oknach wisiały firanki wyszywane haftem richelieu, a na werandzie leżał na baranicy wielki dog niemiecki, który przypatrywał się nowo-przybyłej spod pół zamkniętych powiek. Kobieta wzdrygnęła się na widok olbrzymiego psa, ale ruszyła wyprostowana przed siebie i załomotała do drzwi.
Nikt nie otwierał.
Postanowiła zajrzeć do okna ale pięknie obuta stopa trafiła na łapę wielkiego psa, który zaskomlał, poderwał się i zwiał, przewracając po drodze spanikowaną Idalię.
Miotając przekleństwami podniosła się powoli i ponowiła próbę dostania się do okna. Niestety obcas skórzanego pantofla utkwił w między szczelinami w podłodze i Ida znów straciła równowagę. Postanowiła zdjąć buty, ale w momencie, kiedy się tym zajęła, usłyszała tubalny śmiech dochodzący ze stodoły.
- Cholerny juhas! Zamiast się śmiać idź pilnuj z bacą baranów!
Oswobodziła się i na drewnianej doniczce dostrzegła list zaadresowany do pani Idalii Maszewskiej. Wewnątrz widniała krótka informacja.

"Szanowna Pani Idalio.
Niestety interesy nie pozwoliły mi na powitanie Pani osobiście.
Jutro wieczorem wydaję kolację inaugurującą letni sezon turystyczny i będzie Pani moim honorowym gościem, który jako pierwszy przekroczył próg mojej bacówki. W razie problemów, w chatce ogrodnika mieszka mój pracownik Antoni, więc posłuży Pani pomocą. Rano przyjdzie kucharka Adela, która zajmie się śniadaniem.
A, proszę nie bać się Barona. To mój czworonożny przyjaciel, który nie jest wbrew pozorom jest łagodny.
Proszę zająć pokój, który najbardziej przypadnie Pani do gustu.
Z pozdrowieniami JN"
Ida westchnęła, wróciła do samochodu po walizkę i z zmęczona po pdrózy weszła do domu.
W domu panował półmrok. Pachniało przyjemnie drewnem i lawendą. Idalia westchnęła i nie włączając świateł wspięła się po schodach na piętro. Na górze znajdowały się pokoje do których prowadziły dębowe drzwi z heblowanych desek. Gdyby nie była tak zmęczona, pewnie biegałaby z pomieszczenia do pomieszczenia, wybierając najładniejsze. Rozejrzała się z ciekawością i w przytłumionym świetle zachodzącego słońca dostrzegła zarys drzwi, które różniły się od reszty. Były jaśniejsze, większe i miały potężną mosiężną klamkę. Bez wahania skierowała kroki w ich stronę, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Postawiła walizki przed olbrzymim łóżkiem. Była bardzo zmęczona. Usiadła, oparła głowę o stertę puchowych poduch i natychmiast zasnęła.

Obudziło ją jaskrawe słońce wdzierające się do pokoju. Przeciągnęła się leniwie i zaskoczona usiadła. Przypomniało jej się, że znajduje się domu Jana Kadrunia, potencjalnego konkurenta giełdowego, od którego musi uzyskać jak najwięcej informacji.
Przeciągnęła się raz jeszcze i rozejrzała po pomieszczeniu. Pokój był jasny i przestronny. Zwiewne, tiulowe zasłony w oknach powiewały delikatnie wnosząc do środka zapach świeżo skoszonej trawy. Drewniane bele pomalowano na beżowo i gdzieniegdzie wisiały na nich małe obrazy przedstawiające Morskie Oko, Gubałówkę i Dolinę Kościeliską. Gigantyczne łoże ustawiono w centralnym punkcie pokoju, a po jego lewej stronie rzeźbiony sekretarzyk z obrotowym krzesłem. Idalia westchnęła i zauważyła, że cała jedna ściana zasłonięta jest ciężką aksamitną kotarą. Chiała ją przesunąć i zobaczyć co się za nią znajduje, ale stwierdziła, że prysznic jest ważniejszy. Poczłapała do łazienki. Wzięła szybką, orzeźwiającą kąpiel, owinęła się białym puchowym ręcznikiem i wróciła do sypialni. Stanęła przed kotarą i jednym zdecydowanym ruchem przesunęła ją w prawo. Idalia otworzyła usta z wrażenia i cofnęła się o kilka kroków. Jej oczom ukazała się ściana z lustra, które odcinało się od sufitu i podłogi masywną rzeźbioną ramą inkrustowaną złotem.
- Zachwycające - szepnęła - ile tu teraz światła. Rznik zsunął się z piersi Idalii i wylądował na podłodze, a ona stanęła na puszystej baraniej skórze i podziwiała swoje odbicie w kryształowym zwierciadle. Podbiegła do walizek i całą ich zawartość wyrzuciła na łóżko. Przebierała się i przeglądała, nie wiedząc, którą sukienkę wybrać na wieczorne przyjęcie. Przyłożyła właśnie wrzosową koktajlówkę do ciała, kiedy drzwi od jej pokoju otworzyły się z impetem. Idalia krzyknęła i obróciła się w kierunku nowoprzybyłego zasłaniając się sukienką.
W progu stał wysoki barczysty mężczyzna z półdługimi falującymi włosami i szelmowskim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie obcisłe spodnie z białego sukna, lnianą koszulę i skórzane kierpce.
- Wyjdź stąd w tej chwili! Powiem szefowi, że juhas biega sobie po pensjonacie dla gości!
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i odpowiedział:
- A juści paniusiu, dawno ześ juhasa na łoczy nie baczyła. A szefa to jo siek nie boje. I powim ci jescyk cuś. Pośladki mos pirwsozędne i sie piknie w lustrze odbijają.
Idalia podbiegła do drzwi i je zatrzasnęła. Była oburzona zachowaniem górala, ale jej próżńość została mile połechtana. Założyła dżinsy, koszulę i sportowe buty i zeszła na śniadanie, bo poczuła przyjemny zapach smażonej jajecznicy na boczku.

Adela przywitała kobietę pyszną kawą, chlebem ze smalcem i jajecznicą. Po takiej dawce energii Idalia wyszła na spacer. Zwiedziła Krupówki, przespacerowała się wokół barokowego drewnianego kościółka na Pęksowym Brzysku, obejrzała willę Pod Jedlami i spokojnie wróciła do domu. Do przyjęcia miała jescze 5 godzin, więc postanowiła zagospodarować je w poszukiwaniu tajemniczego gospodarza. Miała nadzieję, że wyciągnie kilka ważnych dla niej informacji jeszcze przed kolacją.
Udała się do stajni i obejrzała konie. Kilkoro pracowników przeszło koło niej pozdrawiając ją z uśmiechem na twarzy. Wychodząc, zauważyła impertynenckiego juhasa, który rankiem wpadł do jej pokoju. Mężczyzna szedł w kierunku stodoły. Ciekawość Idalii była silniejsza. Poszła za nim, żeby poobserwować go przy pracy. Kadruń i jego interesy miały poczekać do wieczora. Ida obejrzała się za siebie i wśliznęła się do stodoły niczym szpieg. Zrobiła kilka kroków, minęła ścianę z balotów słomianych i rozejrzała się. Nigdzie nie było widać juhasa. Obróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia, kiedy poczuła silne ręce zamykające się wokół jej talli, a na karku gorący oddech. Zaczęła się wyrywać, ale silne ramiona nie zwalniały uścisku.
- Csssss... przecież po to tu przyszłaś - musnął wargami jej ramię i przeciągnął językiem po uchu. Idalia zadrżała. Już nie chciała uciekać. Jej serce łomotało jak szalone, chciała jakoś dać znać tpwarzyszowi, że może z nią zrobić co zechce, tu i teraz, ale zdołała wybąkać tylko:
- To teraz już nie mówisz po góralsku?
Mężczyzna wybuchnął śmiechem, obrócił ją do siebie, wpił się wargami w jej usta, wędrował dłońmi po ciele tak długo, aż zabrakło jej tchu. Była gotowa. Nieważne co pomyśli o niej szef, nieważne co powie Kadruń, ważne co się teraz wydarzy. Nigdy nie czuła się taka krucha. Mężczyzna nią zawładnął i zapanował nad jej kobiecością.
Obsypywana pocałunkami zaczęła wić się i ocierać o jego muskularny tors. Ujął jej pierś i i głaskając ją delikatnie, szepnął do ucha:
- Do zobaczenia wieczorem. Uśmiechnął się i odszedł.
Zszokowana Idalia oddychała z trudem. Zapięła koszulę, poprawiła włosy i zażenowana wróciła do swojego pokoju, zarzekając się po drodze, że policzy się z cwaniakiem nazajutrz.
Koktajlowa sukienka w kolorze wrzosu leżała na obrotowym krześle, buty na wysokim obcasie stały tuż obok połyskującej kopertówki. Idalia wybrała starannie strój na wieczorne przyjęcie. Chciała zrobić wrażenie na Kadruniu. Była profesjonalistką. Popołudniowe zdarzenie w stajni wyprowadziło ją z równowagi do tego stopnia, że przez dobrą godzinę chodziła po pokoju i gadała do siebie wymachując energicznie rękami. Gotowała się ze złości. Nikt nigdy tak jej nie upokorzył. To była gorzka pigułka do przełknięcia, ale Ida była kobietą czynu, więc planowała zemstę. Uspokoiła się, wiedząc, że wieczorem musi odegrać rolę przymilającej się i kokietującej kobiety. Westchnęła, włożyła sukienkę i buty, poprawiła makijaż i przeciągnęła po długich włosach szczotką.
- Do dzieła! - powiedziała do lustra, uśmiechnęła się szeroko i zeszła na dół. U szczytu schodów usłyszała muzykę. Ciche popowo - folkowe dźwięki wydobywające się z głośników umieszczonych w w ścianach.
Zeszła na dół i skierowała kroki do salonu. Owalny stół, który śmiało pomieściłby dwadzieścia osób, nakryty był na dwie osoby. Na środku ustawiono misę z wodą, w której pływały niezapominajki i frezje. Zdziwiona Idalia rozejrzała się po pomieszczeniu, kiedy w drzwiach stanęła Adela z białym winem i kieliszkami.
- Adelo, czy ja źle zrozumiałam list? Miało być przyjęcie, tymczasem przygotowano kolację dla dwojga. Co się dzieje?
- Usiundźze panienko i posłuchej. Pan Jan przyjdziesik za chwilke i ci wsyćko wyjaśni. Tero się wzmocnij. Na zdrowie!
Kobieta podała jej kieliszek i zapełniła po brzegi schłodzonym winem Chablis Millet. Idalia upiła łyk i z przyjemnością zmrużyła oczy. Wino było wyborne. Postanowiła poczekać na gospodarza przy stole. Kiedy dopijała wino, w drzwiach stanął Jan Kiedruń w czarnym smokingu i śnieżnobiałej koszuli. Prąd przeszedł całe jej ciało. Tym wielkim zagrożeniem dla Utelu i potencjalnym wrogiem był... juhas. Poczuła jak rumieniec wstydu wypełza jej na policzki, a do oczu cisną się łzy wściekłości. Opanowała się jednak i z obojętnym wyrazem twarzy przywitała gospodarza.
- Witam, Janie Kadruniu.
Mężczyzna podszedł do stołu, ujął rękę Idalii i z kurtuazją ucałował w dłoń.
- Zapraszam do stołu. Musi mi pani o sobie opowiedzieć. Jestem szczerze zainteresowany pani wizytą, ponieważ jak mniemam, nie jest ona turystyczna, prawda?
- Cóż, przejrzał mnie pan. Jestem poszukiwaczką bogatych mężczyzn. Rozkochuję ich w sobie, oplatam wokół palca i zostawiam. - Była dumna ze swojego błyskawicznego kłamstewka.
- Czyżby? W południe odniosłem inne wrażenie. Wydawała się pani być taka, hmmm... uległa?
- Ma pan rację. Wydawało się panu.
Wieczór minął na przyjemnym przekomarzaniu się i pysznym jedzeniu. Adela przygotowała oscypki z żurawiną, czosniankę i hałuski. Ida wypiła kilka lampek wina i nieco szumiało jej w głowie. Postanowiła jednak nie dać się sprowokować i po kolacji udała się do swojego pokoju, zaszczycając gospodarza jedynie krótkim dobranoc.
Wzięła długi prysznic i położyła się spać. Zasnęła niemal natychmiast. Męczyły ją jednak sny, w których pojawiał się Jan. Jego twarz blisko jej twarzy, nagie muskularne ciało ocierające się o jej piersi. Wzdychała i rzucała się na łóżku. W pewnej chwili poczuła miękki dotyk w okolicach intymnych. Bała się otworzyć oczy, żeby sen się nie skończył. Zadrżała z podniecenia, a dotyk stawał się intensywniejszy. W końcu poczuła wewnątrz żar, który wygiął jej ciało w łuk. Jej nogi zrobiły miejsce i nocny kochanek dostał się do jej wnętrza. Czuła tak niewyobrażalną rozkosz, że otworzyła oczy. W mroku ujrzała przystojną twarz Jana, który patrzył na jej szeroko otwarte oczy i uśmiechał się szyderczo.
- Pragnęłaś mnie, przyznaj!
- Niee, co ty robisz?
- Ciiiii. Nie mów nic, zdajesz głupie pytania - rzekł i po chwili całował ją namiętnie, pieszcząc do utraty tchu.
Noc była wspaniała. Idalia nigdy nie przeżyła tylu orgazmów z jednym mężczyzną. Zasnęli o brzasku z cudownym uczuciem spełnienia.
Kobieta obudziła się w południe, leniwie przecierając oczy rozejrzała się po pokoju. Uśmiechnęła się do siebie i wstając z łóżka, na podłodze zauważyła plamy z krwi. Było jej dużo. Czerwone, przerażające smugi na białych deskach. Wyglądało na to, że ktoś ciągnął ciało...
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - krzyknęła Ida - pomocy!
Krzyczała i krzyczała, zanosiła się płaczem i wzywała pomocy.
Nagle poczuła szarpnięcie i zdecydowany głos:
- Idalio, obudź się. Słyszysz mnie? Otwórz oczy! - natarczywy głos nie dawał za wygraną.
Kobieta posłuchała tajemniczego mężczyzny i uniosła powieki. Na łóżku siedział Jan Kadruń w swoich góralskich spodniach i lnianej koszuli. Z niepokojem w oczach przyglądał jej się i głaskał po głowie. Zamrugała i szybko usiadła. Rozejrzała się spanikowana po pokoju, ale nie zauważyła żadnych śladów krwi. - Jezu, to był tylko sen? Więc te nocne rozkosze, to też był SEN? - zadawała sobie w myślach pytanie i patrzyła na przystojnego mężczyznę z roztargnieniem.
- To był zły sen, Ida. Już dobrze? Jak się czujesz? Wszystko ok? - zapytał Kadruń. Usłyszałem twój krzyk na schodach. Myślałem, że dzieje ci się jakaś krzywda.
Ida patrzyła na Jana z nieskrywanym zdumieniem i głęboko westchnęła.
- Cóż, przepraszam za to zajście i dziękuję za pomoc, a teraz bardzo proszę opuścić mój pokój, bo zamierzam wziąć kąpiel i się odprężyć.
Kadruń skinął głową i wyszedł posyłając jej drwiący uśmiech. Ida uspokoiła się i nalała do wanny wody. Kiedy wsypywała do niej soli usłyszała jakiś szmer w sypialni. Naciągnęła na siebie szlafrok i wyjrzała zza drzwi. Nikogo nie było. Pomyślała, że pewnie wiatr hula po sypialni, bo zostawiła otwarte okno. Wróciła do łazienki i zanurzając się w gorącej wodzie myślała o nocy. Zamknęła oczy i przypomniał jej się delikatny dotyk nocnego gościa. Jego gorące dłonie wędrujące po jej ciele i słodkie pocałunki. Odchyliła głowę, zamknęła oczy i jęknęła cicho. Jak bardzo pragnęła tego mężczyzny! Usłyszała skrzypienie drzwi ale nie otworzyła oczu, bo była pewna, że to silniejszy podmuch wiatru je uchylił. Zadrżała, kiedy chłód oplótł jej ciało i zanurzyła się w gorącej wodzie, nabierając powietrza w płuca. Kiedy się wydostała i zaczerpnęła tchu, poczuła na sobie silne ręce, które wyciągają ją z wanny.  Wiedziała, że znów zasnęła, a za nic nie chciała, żeby sen został przerwany. Mężczyzna głaskał ją delikatnie i zmysłowo. Obsypywał pocałunkami i zostawiał na ciele zapach koni i siana. Idalia oddała się tej dzikiej rozkoszy i odnalazła ręką nabrzmiałą męskość. Była rozgrzana po kąpieli i bardzo spragniona prawdziwego mężczyzny. Jęknęła cicho, a on przycisnął ją do zimnej ściany i wchodził w nią brutalnie, aż osunęła się na podłogę i straciła przytomność.
Obudziła się w łóżku z okropną migreną. Wstała szybko, ubrała dżinsy i zielony top i zbiegła na dół, omijając na schodach małżeństwo z dwójką dzieci. Wpadła do kuchni i wysapała do kucharki.
- Adelo, gdzie jest pan Kadruń? Muszę się z nim pilnie rozmówić!
- A posedł do stajni. Pewno Antek cuś nawywijoł i Jan to teroz naprowia. A moze zrobie panince chlyba z łogórkiem i bryndzom, bo widze, żeś spłoniona i chyba mos globus, hę?
- Wystarczy woda, Adelo. Dzięki. Pójdę już do stajni.
- A zebyś wiedzioła, że pan Jan na ciebie ceko - zaśmiała się gardłowo i wróciła do gotowania.
Idalia popędziła do stajni, układając w głowie pewien plan. Miała dość Utelu, dość wymagającego szefa i przede wszystkim dość życia w mieście. Chciała być z Kadruniem, nawet jeżeli do końca życia miałaby doić owce!
Dopadła drzwi stodoły i zadyszana oparła się o nie. Była zdecydowana. Odetchnęła i weszła do środka.
- Jan? - krzyknęła - jesteś tutaj? Muszę z tobą porozmawiać!
Idalia rozejrzała się po stajni i krzyknęła raz jeszcze. Odpowiedziało jej jednak tylko rżenie koni. Przeszła kilka metrów i postanowiła poszukać Kadrunia gdzie indziej. Obróciła się na pięcie i zmierzała do wyjścia, kiedy usłyszała szelest. Odwróciła się bardzo powoli i zobaczyła tego mężczyznę, który zawrócił jej w głowie. Stał przed nią, podparty pod boki, z rozwichrzonymi włosami i pytająco uniesionymi brwiami.
- Szukałaś mnie?
Idalia zaczerpnęła powietrza, podeszła do Jana i powiedziała:
- Zakochałam się w tobie Kadruniu, chcę tu zostać. Z tobą.
- Będziesz musiała ciężko na to pracować, jako wysłanniczka Utelu.Ale najpierw...
Podszedł do Idalii, jednym ruchem przekręcił ją w swoją stronę, pocałował namiętnie i rzucił na stertę siana.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn