Przejdź do głównej zawartości

Święta pachnące PRLem



Kartki żywnościowe, długie kolejki, produkty czekoladopodobne i zapach pomarańczy, czyli Merry Christmas in PRL.






Ponad ćwierć wieku temu przygotowanie świątecznych dań graniczyło z cudem. Co z tego, że ludzie mieli pieniądze lub kartki, kiedy w sklepach oprócz wściekłej jak osa ekspedientki królowały puste półki i... ocet. Na ciche i nieśmiałe pytanie klienta, odpowiadano:
- Nie ma i nie będzie!

W okresie przedświątecznym Polska władza "rzucała" na półki produkty, które w ciągu roku były towarem deficytowym. By móc rozkoszować się tymi dobrami w święta, trzeba było odstać długie godziny w kolejkach, zamienić się na inny produkt, lub najzwyczajniej w świecie wyrwać komuś towar z rąk, co groziło w najlepszym razie strzałem w gębę.
Mądra gospodyni już w listopadzie układała sobie w głowie plan, do realizacji którego zatrudniała całą rodzinę.
Mąż odziany w ciepły prochowiec i dziergany ręcznie szal, zostawał wysłany na polowanie na... karpia lub dorsza. W ręku dzierżył kartki z przydziałem i dokument, potwierdzający, że pracuje w kopalni. Gdyby te świstki zawiodły, musiał wprowadzić w życie plan B, czyli zamienić się na tzw. towar zza pazuchy, zwany księżycówką bądź depciuchą.
Gdy mąż wracał z misji (niekoniecznie trzeźwy), zastępowała go żona. Przygotowana do walki o mąkę, cukier lub artykuły toaletowe (w tym Przemysławkę), biegła co sił w nogach, żeby wyprzedzić sąsiadkę z dołu i być jak najbliżej drzwi Delikatesów. W środku szybko okazywało się, że towarów z listy brakuje i trzeba było brać z półek to co jest, w myśl zasady:
"Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma".



Sztafeta trwała dalej, kiedy w drzwiach przekazywano sobie torby na zakupy i kolejna wydelegowana brygada (w osobie dziadka i babci) uderzała do Pewexu, czyli przybytku dobroci, który wypełniony towarem po brzegi kusił i nęcił biednych Polaków zagranicznymi produktami. Przywilej robienia zakupów w tym sklepie dotyczył znikomej liczby ludzi, którzy byli szczęśliwymi posiadaczami bonów towarowych Pekao. Od ilości bonów zależało, z czym wrócą dziadkowie. Najbardziej liczono na pomarańcze, cytryny i banany, które były towarem luksusowym. Szczęściem prawdziwym było przyniesienie szynki w puszce lub kolorowego alkoholu.



Z tak zebranymi łupami można było zacząć kulinarne przygotowania. Oprócz tradycyjnych potraw , gospodyni robiła galarety z nóżek (w proporcji: jedna nóżka na pięć litrów wody plus żelatyna), sałatkę warzywną, którą dekorowała własnoręcznie ukręconym majonezem i różą z marchewki. Prawdziwą delicją był "murzynek" pieczony w prodiżu (o ile udało jej się dostać kakao, bądź zamienić z sąsiadką za kaszę manne), a substytutem czekolady był blok czekoladowy, który znikał z blachy szybciej niż łapówka w rękach urzędników.
W Wigilię rano cała rodzina ubierała choinkę w tzw. pokoju stołowym. Nie mogło na niej zabraknąć lamety, waty, papierowych łańcuchów i owalnych lampek na klips.
Święta były cudowne. Pachniały kubańską pomarańczą, węgierskim dezodorantem i prawdziwą (zdobyczną) choinką. Aż chciałoby się zakrzyknąć:



Ehhh, gdzie te czasy?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn