Przejdź do głównej zawartości

Pierwsze skojarzenie


Pamiętam, kiedy ujrzałem ją pierwszy raz.  Miłe dla oka krągłości cieszyły mnie jak dziecko cukierki. Jej oczy błyszczały srebrzyście, a w nocy były jak płynne złoto. Zakochałem się  bez pamięci. Wiedziałem, że zostanie ze mną. Musiałem ją mieć! Nie wyobrażałem sobie dalszego, samotnego życia.



Ach, te zabawy w kotka i myszkę. Podchody w jej kierunku, ciche westchnienia i lekkie muskanie. Żeby tylko nikt nie widział, żeby nie słyszał. Długo rozmawiałem z ojcem, obiecywałem, że będę dla niej dobry, że to miłość do grobowej deski i nic nas nie rozłączy. Był twardy i nieustępliwy. Chodziłem dobre pół roku zanim pozwolił mi ją zabrać na przejażdżkę...



Była na mnie gotowa. Wszedłem gładko, ale stanowczo. Przez chwilę trwałem w bezruchu i wdychałem słodki zapach jej skóry. Moje zmysły wariowały od nadmiaru rozkoszy. Postanowiłem szybko odwieźć ją do domu i poczynić przygotowania do naszego wspólnego życia. Teraz wiedziałem dla kogo żyję i po co żyję. Poszedłem do ojca i błagałem o nią całą noc. Bladym świtem skapitulował i pozwolił mi ją zabrać do siebie.

Skoczyłem na równe nogi i popędziłem do mej miłości. Zadyszany, ale szczęśliwy dopadłem do niej i ucałowałem okrągłe oczy. Pojechaliśmy do mnie. Postanowiłem przygotować kąpiel. To miała być  obietnica. Nasz rytuał.
Pachnącą pianę nanosiłem miękką gąbką i kolistymi ruchami myłem każdy fragment. Nie opuszczałem ani centymetra. Musiała być czysta. MOJA PIĘKNOŚĆ! Po cudownej i intensywnej kąpieli, z namaszczeniem nanosiłem delikatny specyfik , który miał jej dodać blasku...

Moja jedyna i niepowtarzalna. Byłaś ze mną trzydzieści lat, droga Syreno 105 Lux.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn