Kraków był piękny, ale lejący się z nieba żar oraz nieubłaganie pędzący czas, pchał nas ku celowi naszej wycieczki, czyli do Rajskiego. Wymęczeni byliśmy drogą, ale widoki, które na nas czekały były warte długiej i męczącej podróży. Mniej więcej 30 kilometrów od celu, usłyszałam, że tylne lewe koło zaczęło wydawać dziwne dźwięki. Mówię więc do Małża:   - Chyba złapaliśmy gumę, słyszysz?   - No słyszę, ale samochód jedzie normalnie.   Zjechaliśmy na pobocze, popatrzyliśmy na opony, a one całe i zdrowe.    - Eeeee, pewnie jakaś gałązka się zaplątała. Jedźmy dalej.   Pojechaliśmy.   Ale koło zaczęło niespokojnie podrygiwać. Otworzyłam więc okno, wystawiłam głowę i drę się:   - Stój, kurde, bo felga trzeszczy!   Zjechaliśmy natychmiast na pobliski parking. Wysiadamy z wozu i diagnoza, która padła z ust mojej połowicy była miażdżąca:   - Szpilki luźne, śruby się odkręciły!   Matko! Mogliśmy koło mogło się odkręcić i diabli wiedza jakby się to wszystko skończyło. Udało się jednak całą s...