Przejdź do głównej zawartości

Kraków

Wykopawszy się spod sterty prania powakacyjnego oraz wydłubawszy głowę z depresyjnej dziury rzeczywistości, podejmuję się próby opowiedzenia o naszych północno - centralnych przygodach w Polsce.

Po zapakowaniu pierdyliona walizek, zaopatrzeniu się w papier toaletowy i kanapki z jajem - równo o pierwszej w nocy wyruszyliśmy w podróż, przetykaną od czasu do czasu chrapaniem któregoś z współpasażerów i marudzeniu, że siku, że gorąco i czy daleko jeszcze? Mniej więcej na śląsku okazało się, że czasem warto nie spać:




Około siódmej rano wpadliśmy Rexem do Krakowa. Wjechaliśmy tam gdzie nie wolno, bo nawigacja najwyraźniej myślała, że jedziemy hybrydowym, nowym samochodem, a nie kilkuletnim turbo dieslem z pięcioma dupami na pokładzie. Udało nam się jednak szybko stamtąd zwiać i spacerkiem zwiedzić sukiennice i Kościół Mariacki, a także ze smakiem pochłonąć świeżutkie i pyszne krakowskie obwarzanki.










Młodego nie interesował jednak widok cudowności, którymi się cieszyłam, on tupał nogami i błagał, by jak najszybciej dojść do słynnego wawelskiego smoka, którego zna z legend o królu Kraku. Marzył od dawna o potworze zamieszkałym w jamie pod zamkiem i ubogim szewczyku, który pokonał go swoim sprytem. Trochę obawiał się, że będzie musiał wyrzucać smocze łajno i wywozić je taczką na brzeg Wisły, ale ciekawość była silniejsza. Niestety smok okazał się kupą żelastwa i Młody był tak załamany, że nie chciał sobie zrobić przy nim zdjęcia. Tak więc, korzystając z okazji, selfie zrobiliśmy sobie sami, ale na smoka już kadru zabrakło. 





Smocza jama okazała się nie tylko pomieszczeniem wypłukanym w skale. To miejsce, które niegdyś zamieszkiwali włóczędzy, żebracy. W późniejszych latach funkcjonowała w niej karczma i nawet dom publiczny. Jednak śladów ich bytności nie znalazłam.


Sam Wawel jest tak piękny i ciekawy jak pamiętam. Niestety mój pech zaplątał się gdzieś podczas pakowania bagaży i okazało się, że mogliśmy zwiedzić jedynie Zbrojownię, Skarbiec Koronny, Katedrę i Groby Królewskie, ponieważ reszta była zamknięta.




Dzwon Zygmunta, robi na wszystkich kolosalne wrażenie. Jest majestatyczny i ogromny!




W ogromnym upale i z marudzącym za plecami Młodym, udało nam się zobaczyć jeden z piękniejszych i ważniejszych dla historii Polski zamków. Niestety czas nas ścigał nieubłaganie i  musieliśmy pędzić w nasze ukochane Bieszczady, które przywitały nas z przytupem.

cdn...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn