Trzydziestego pierwszego grudnia, ostatniego dnia roku osiemdziesiątego dziewiątego, wśród stęków i mąk piekielnych, przyszedł na świat długo wyczekiwany dziedzic państwa Jadwigi i Romana Wieczorków ‒ Wiesław. Obwieścił swoje przybycie donośnym wrzaskiem, a uspokoił się dopiero wtedy, kiedy wylądował w maminych ramionach, a w ustach poczuł upragniony smak mleka.
Matka zakochała się w nim w jednej sekundzie. Pokochała rude włosy, które uroczo zawijały się w niesforne loki, dotykała alabastrowej skóry i spoglądała w wąskie oczy, które otwierały się szeroko gdy zbyt długo zwlekała z karmieniem. Chłopczyk był jej oczkiem w głowie, a ojciec postanowił, że dzieciakowi nieba uchyli, wszak Junior musiał mieć wszystkiego pod dostatkiem.
Zwykli więc wieczorami rozczulać się nad uroczym bobaskiem i świergolić nad łóżeczkiem:
‒ Nasz kochany Wiesiunio-niunio. Mamusia z tatusiem dadzą ci wszystko czego pragniesz. Niczego nie zabraknie naszemu maluszkowi, będziesz szczęśliwy, dumny i daleko zajdziesz. Będziesz prezesem, albo dyrektorem, albo nawet premierem jak się postarasz. Mamunia z tatuńciem ci pomoże. Będziesz piękny, nasz ty syneczku wymarzony.
Wiesiu rósł jak na drożdżach. Mamunia lulała dziedzica w ramionach do dziewiątego miesiąca życia, a jak synuś nie mógł zasnąć, to tatuś odpalał Volkswagena jedynkę 1,6 w dieslu, pakował na tylną kanapę Jadwigę wraz z pierworodnym przykrytym pieluchą tetrową i darł opony po osiedlu tak długo, aż młodzian usnął snem kamiennym.
Upływało więc życie państwu Wieczorkom na dogadzaniu dziedzicowi. A im starszy się robił, tym pomysły rodzicieli w zaspokajaniu potrzeb chłopca wzrastały. A to nagle Wiesiu potrzebował niebieskiego, pluszowego hipopotama, a to czołg wielkości małego fiata, a to ubrania z zachodu, które na zamówienie przywoziła do Polski sąsiadka handlująca papierosami.
Wiesław opływał w dostatki.
Kiedy chłopiec skończył siedem lat i Jadwiga zaprowadziła go do szkoły, ten wkroczył do jej murów niczym król. Matka szła przed dziedzicem rozpychając się łokciami, żeby zrobić mu przejście. Wszelkie zadania i łamigłówki zadawane dziecku przez nauczycieli, rodzice rozwiązywali szybko i bez dyskusji żeby syn miał czas pograć w najnowszego Diggera na IBM z podświetlanym joystickiem.
W ten oto sposób Wiesław doczłapał końca studiów. Tam, gdzie mamunia pomóc nie mogła, tam sięgała tatowa jurysdykcja, rozświetlając przed młodzieńcem przyszłość. Szybko więc okazało się, że Wiesław jest bezczelny, perfidny, szalony i nieco nieobliczalny, więc wspaniale nadaje się na prezesa. Partii na ten przykład.
Matka zakochała się w nim w jednej sekundzie. Pokochała rude włosy, które uroczo zawijały się w niesforne loki, dotykała alabastrowej skóry i spoglądała w wąskie oczy, które otwierały się szeroko gdy zbyt długo zwlekała z karmieniem. Chłopczyk był jej oczkiem w głowie, a ojciec postanowił, że dzieciakowi nieba uchyli, wszak Junior musiał mieć wszystkiego pod dostatkiem.
Zwykli więc wieczorami rozczulać się nad uroczym bobaskiem i świergolić nad łóżeczkiem:
‒ Nasz kochany Wiesiunio-niunio. Mamusia z tatusiem dadzą ci wszystko czego pragniesz. Niczego nie zabraknie naszemu maluszkowi, będziesz szczęśliwy, dumny i daleko zajdziesz. Będziesz prezesem, albo dyrektorem, albo nawet premierem jak się postarasz. Mamunia z tatuńciem ci pomoże. Będziesz piękny, nasz ty syneczku wymarzony.
Wiesiu rósł jak na drożdżach. Mamunia lulała dziedzica w ramionach do dziewiątego miesiąca życia, a jak synuś nie mógł zasnąć, to tatuś odpalał Volkswagena jedynkę 1,6 w dieslu, pakował na tylną kanapę Jadwigę wraz z pierworodnym przykrytym pieluchą tetrową i darł opony po osiedlu tak długo, aż młodzian usnął snem kamiennym.
Upływało więc życie państwu Wieczorkom na dogadzaniu dziedzicowi. A im starszy się robił, tym pomysły rodzicieli w zaspokajaniu potrzeb chłopca wzrastały. A to nagle Wiesiu potrzebował niebieskiego, pluszowego hipopotama, a to czołg wielkości małego fiata, a to ubrania z zachodu, które na zamówienie przywoziła do Polski sąsiadka handlująca papierosami.
Wiesław opływał w dostatki.
Kiedy chłopiec skończył siedem lat i Jadwiga zaprowadziła go do szkoły, ten wkroczył do jej murów niczym król. Matka szła przed dziedzicem rozpychając się łokciami, żeby zrobić mu przejście. Wszelkie zadania i łamigłówki zadawane dziecku przez nauczycieli, rodzice rozwiązywali szybko i bez dyskusji żeby syn miał czas pograć w najnowszego Diggera na IBM z podświetlanym joystickiem.
W ten oto sposób Wiesław doczłapał końca studiów. Tam, gdzie mamunia pomóc nie mogła, tam sięgała tatowa jurysdykcja, rozświetlając przed młodzieńcem przyszłość. Szybko więc okazało się, że Wiesław jest bezczelny, perfidny, szalony i nieco nieobliczalny, więc wspaniale nadaje się na prezesa. Partii na ten przykład.
Komentarze
Prześlij komentarz