Czasem jest tak, że mimo, iż zarzekałam się, że nie sięgnę po drugi tom danej powieści, bo pierwsza mnie rozczarowała, to jakaś masochistyczna moc pcha mnie w jej otwartą okładkę i znów wiedzie na pokuszenie. Przeczytałam Zranione uczucia, przemyślałam i oto co mam do powiedzenia.
Osoby, które czytały tom pierwszy, doskonale znają układ łączący głównych bohaterów – Łucję i Dymitra. Ta dwójka, w poprzedniej części powodowała tak sprzeczne emocje, że momentami miałam wrażenie jakbym czytała o nastolatkach, które starają się jak mogą by napytać sobie biedy. Jako bohaterowie byli próżni, małostkowi i wyjątkowo niedojrzali, dawali okropny przykład młodym osobom, które się w tej historii zaczytywały, ale też, równocześnie, w wielu przypadkach byli stawiani za wzór. Wzór kochanków współczesnych, niedoskonałych, kierujących się pożądaniem, a nie uczuciami. To byłaby gratka dla psychologów lub świetny temat pracy magisterskiej, ale ja nie o tym. Miałam pisać o książce.
Otóż, w drugim tomie wiele się nie zmieniło. Para nadal tkwi w dość dziwnym układzie, nadal główną rolę gra seks w przeróżnych konfiguracjach, ale główną bohaterką zaczynają targać uczucia. Silne, początkowo dla niej niezrozumiałe, ale jednoznacznie prowadzące do tego, że kobiecie nie wystarcza tego rodzaju rozrywka – ma nadzieję na prawdziwy związek. I to, moi drodzy, wszystko popsuje, choć jak się domyślacie, w końcu doprowadzi do szczęśliwego finału. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Ta część również napisana jest w narracji pierwszoosobowej, autorka jest konsekwentna, prowadzi fabułę tak, jak w pierwszej części. Nie ma tutaj jakiegoś widocznego skoku "rozwojowego", treść, dialogi i cały seksowny anturaż pozostają bez zmian. Ot, historia pędzi sobie beztrosko dalej. I wiecie co? Jestem ciekawa. Mimo wszystko. Mimo tych kilku składowych, które raczej powinny odpychać mnie od tej książki, to tak przeczytam trzeci tom. Muszę się przekonać czy Dymitr "zmądrzeje", czy przeżyje odpowiednio szok i załamanie po stracie Łucji, i czy w ostateczności będą z niego ludzie. To właśnie zrobiła mi K.A. Figaro – weszła mi do głowy i spowodowała, że muszę poznać zakończenie tego romanso-układu.
A Wam, drodzy, daję wybór. Jeśliś wyczulony na prosty, pretensjonalny i niemal bulwarowy styl pisarski, to tej książki nie czytaj. Ale, jeśli lubisz czytać o niezupełnie oczywistych związkach i trudnej chyba-miłości, to będzie to dobry wybór i raczej się nie zawiedziesz. Zatem wybór należy do Was :)
Łucję i Dymitra
Komentarze
Prześlij komentarz