Bywa, że książka sama chce zostać przeczytana. A to spadnie przez przypadek z regała, a to błyśnie szanownym grzbietem, a kiedy indziej zachwyci tytułem. I wtedy nie ma zmiłuj, czytelniku. Trzeba tę knigę wziąć w garść i zapoznać się z jej treścią. W przypadku tej książki padło na tytuł. Nieco długi, złożony i zastanawiający, ciekawy.
No i pierwsze strony, wprowadzające czytelnika w ten wyimaginowany świat, dają jasny przekaz, że nie będzie to zwykła historyjka, rozciągnięta do niemożebnych granic. Że stworzenie tej książki miało dla autora jakiś cel. Może miało być swego rodzaju oczyszczeniem, może wyrzuceniem nagromadzonych myśli? A może doszukuję się tutaj czegoś, czego nie ma?
Początek tej historii to podróż tajemniczego wędrowca, swego rodzaju pielgrzyma, który na swojej drodze spotyka dobrych, bezinteresownych ludzi. I mimo świetnych relacji, brnie do celu niczym tolkienowski Gandalf i usiłuje rozwiązać zagadkę.
A po tym krótkim wstępie, następuje powolne wprowadzenie w fabułę. Najpierw czytelnik poznaje świat. Niby współczesny, a jednak nie. Niby realny, ale jednak magiczny. Świat o bliżej nieokreślonej nazwie, miejscowości bez możliwości znalezienia ich na mapie i lasów pełnych legendarnych stworzeń. Potem, przychodzi czas na bohaterów. Poznajemy dwóch sympatycznych braci, którzy przeżyli traumę, zostawiając za sobą złe wspomnienia i wyruszając w podróż, do której dołączają inni. Po kolei odkrywamy też uniwersum lernejskie. Okazuje się, że rządzi się swoimi prawami, a zamieszkują je istoty magiczne: Dżiny, Poławiacze Dusz, Złodzieje Snów, Duralinomy, a prym w tym świecie wiedzie Wielki Stwórca Wszelkiego Istnienia, czyli Iathel.
Okazuje się, że autor utkał tu skomplikowaną, acz ciekawą historię. Początki opowieści mogą wydawać się nudne, ale nie wyobrażam sobie czytania historii o miejscu, o którym niczego się nie wie. Dlatego wprowadzenie jest tak ważne i napisane tak, aby mimo zawiłości i mnogości postaci, wszystko dobrze zrozumieć. Poza tym, język jakim jest napisana powieść jest po prostu ładna. Pozbawiony przesadnych ozdobników, ale utrzymany w klimacie opowieści wytrawnego barda, momentami zachwycający, płynny i zrozumiały. Cała historia jest baśniowa. To swobodne i niespieszne bajanie, długa, snująca się opowieść o życiu, śmierci i walce dobra ze złem.
Przed Wami fantasy. Dobrze przemyślane, jeszcze lepiej napisane i sądząc po moich wyszukiwaniach internetowch nieco niedocenione. Szkoda, bo czyta się to wspaniale, ale co najważniejsze, chce się do tej historii powrócić. To taka magiczna pigułka na panującą zarazę.
Zapraszam na Facebooka : Iathemael - Marcin Kołacz, gdzie piszę codziennie fragmenty podróży wędrowca, który rusza za bohaterami książki, by ostrzec ich przed niebezpieczeństwem.
OdpowiedzUsuń