Przejdź do głównej zawartości

Richard Schwartz – Władca marionetek

Wielokrotnie powtarzałam, że Richard Schwartz umie w fantasy. Oj, jak umie! Trzeba tylko przyzwyczaić się do jego stylu, o którym wspominałam przy okazji opisywania wcześniejszych tomów, a reszta będzie fraszką.


                                                                                               Obraz Stefan Keller z Pixabay 

Przyjaciele, znani czytelnikowi od początku serii, nie podróżowali dalej już od drugiego tomu. Nadal więc przebywają w Gasabaldzie. Dzieje się tam jednak  na tyle dużo, że nie sposób się nudzić. Ciągłe intrygi wokół tronu Basserein i knowania przeciwko Domowi Lwa powodują, że akcja nie pozwala czytelnikowi na oddech i pędzi z zawrotną prędkością. Havald, w tej całej historii odgrywa kluczową rolę, powoli rozpada się jego związek z Leandrą, pojawia się tajemnicza przysięga krwi, a mrok wychodzi z każdego kąta.

Richard Schwartz to geniusz. Autor, który w tak zawiły, a jednocześnie piękny sposób łączy ze sobą wątki fantastyczne, to dla mnie mistrz. Czasem odnosiłam wrażenie, że pewne elementy są zbudowane pieczołowiciej niźli w Grze o tron. Schwartz nie jest banalny. Miesza w fabule jak w wielkim kotle, osacza czytelnika swoimi pomysłami, a bohaterów odziera z warstw jak cebulę. 

Magiczny świat jest pełen ludzi, elfów, gryfów i bogów. Wciąż zderzają się tutaj miecze i przyłbice, walki trwają nieustannie, raz większe, raz mniejsze, a cel podróży bohaterów, czyli Askir zbliża się małymi krokami. Trzeba tylko rozwiązać zagadki, połączyć ze sobą pozornie rozproszone wątki i wskazać drogę.

Spotkałam się z kilkoma opiniami, że historia utknęła w miejscu i, że autor poświęcił zbyt dużo czasu na dokładne opisywanie legend, krainy, w której przebywają bohaterowie oraz, że niepotrzebnie rozwinął pewne postaci. Cóż, nie mogę się z tym zgodzić. Rozpoczynając tak długą serię, czytelnik musi zdawać sobie sprawę, że nic tu nie będzie proste. Autor ma czas na to, by dopieścić swoje pomysły, uczłowieczyć bohaterów i nadać im styl. Spowodować, że czytelnik będzie mógł się z nimi utożsamić, albo, że zamarzy mu się taka karkołomna, pełna przygód podróż. O to właśnie chodzi w wielotomowych seriach fantasy i mnie osobiście, szalenie się to podoba. Bo im więcej tomów, tym dłużej ta historia zostanie w mojej głowie.


Polecam wszystkim, którzy lubią high fantasy, magię, czary, morderstwa, wyraziste postaci i piękny literacki język. To wspaniała propozycja dla fanów mocnych wrażeń i nieco nierealnych czytelniczych uniesień.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn