Przejdź do głównej zawartości

Oferta last minute - dziecko gratis

O tym, że ciąża to hormonalny rollarcoaster wie każda kobieta, która tego doświadczyła. Ciągłe zmiany nastrojów, nowe upodobania kulinarne, zgaga, niepohamowany apetyt, wzrost libido, albo jego brak, puchnące nogi, rosnący brzuch, ogólne rozbicie i ten dziwny blask w oczach. To jest właśnie kwintesencja noszenia pod sercem potomka. I jak się okazuje, każda mama reaguje podobnie, nawet jeśli goni już ją potwór zwany menopauzą.



"Dziecko last minute" Nataszy Sochy to kontynuacja "Hormonii", w której poznajemy głównych bohaterów. Mamy tu czterdziestosześcioletnią Kalinę, jej partnera Kosmę, niedocenioną i chyba dość wyemancypowaną Kirę, toksyczną matkę - Konstancję oraz jedną z cieplejszych postaci tej powieści - Józefa, ojca, który oficjalnie nie żyje, ale jednak nie umarł. Perypetie głównych bohaterów byłyby nudne gdyby nie odrobina chaosu i dramaturgii, którą wprowadzają była żona Kosmy, Marietta oraz obecny mąż, ale nie mąż Kaliny - Adam.

Ha! I ta właśnie zawiłość postaci urzekła mnie ze zdwojoną siłą, ponieważ w tej powieści nic nie jest czarno - białe. Wszystko ma swój czas i miejsce. Zarówno bunt Kaliny, jej uczucie do Kosmy, niespodziewana ciąża i wreszcie wyprowadzka.  Pomyśleć można, że stateczna pani od nauczania początkowego będzie nudna i bezbarwna, jej życie poukładane i proste, a największym szaleństwem będzie wybór smaku herbaty do popołudniowych pogaduch z matką. Nic bardziej mylnego. Kalina rozwija się na naszych oczach, zaczyna walczyć o własne ja, o swoje szczęście i dzięki wsparciu zakochanego w niej bez pamięci Kosmy, odcina pępowinę i (nie bez bólu) rozpoczyna własne życie.

Nie da się nie wspomnieć o Kosmie, którego Kalina wyszarpała z drapieżnych pazurów depresji porozwodowej i na naszych oczach, nieco przygaszony mężczyzna przeistacza się w odpowiedzialnego i wspierającego partnera, który służy wiedzą i pomocą w zakresie ciąży, połogu i wychowania niemowlęcia. A przygotowania do tego niezwykłego wydarzenia, to w wykonaniu Kosmy, najczystsza komedia, granicząca z obłędem, ale za to urocza i godna naśladowania.

Podobno kobieta ma ważność przydatności do spożycia. Tak przynajmniej uważa Konstancja. Jak się jednak okazuje, kobieta jest w błędzie, a późne macierzyństwo przebiega w taki sam sposób jak u dwudziestokilkuletnich matek. Nie ma reguły na to, że dziecko rozwinie się nieprawidłowo lub ciąża będzie zagrożona. Wszystko zależy od losu. Konstancja nie wspiera swojej córki w czasie ciąży, co gorsza stroi fochy, obraża się i oskarża Kalinę o rozpad rodziny, którą z takim oddaniem budowała przez wiele lat. Jest zła na to, że w życiu jej córki pojawia się znienawidzony przez nią Józef.

Niechęć Konstancji do Józefa owiana jest tajemnicą. Żadne z nich długo nie chce się przyznać dlaczego ich związek nie przetrwał i kobieta okłamała własną córkę oraz męża, bo przez ponad czterdzieści lat ojciec z córką nie wiedzieli o swoim istnieniu. Wszystko wyjaśnia się w momencie, kiedy Kalina znajduje listy w starym sekretarzyku. A listy te (cudowne, romantyczne i pełne miłości) będą podstawą kolejnej powieści autorki z cyklu "Matki, czyli córki".

Po raz kolejny zarwałam noc czytając powieść Nataszy Sochy. Uwielbiam jej przemyślane dialogi, cięte riposty, które wprawiają mnie w szaleńczy rechot. Jestem zachwycona jej poczuciem humoru i  umiejętnością budowania wspaniałych postaci. Spod jej pióra wychodzą one barwne i charakterystyczne, choć w zwykłym życiu określić by je można mianem nudnych.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Nie czytajcie na głodnego. Ja popełniłam ten błąd, a potem miałam ochotę na kiszoną kapustę, paprykę, wodę po ogórach i kurczaka z groszkiem cukrowym  przepisu Józefa.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn