Przejdź do głównej zawartości

Matka chaotyczka

Nigdy nie należałam do osób, które mają ułożony w głowie plan, wszystko robią według wytycznych i ściśle trzymają się planu.  Zawsze robiłam po swojemu i w swoim własnym rytmie. Nie zmieniło się to nawet wtedy kiedy zostałam matką. Ba, nawet się to zaostrzyło.


Jak każda matka głowę zaprząta mi milion i pierdylion różnych spraw. Dziecko, praca, dom, pies, samochód, porządki, mąż w międzyczasie, urodziny, imieniny, kinderbale i aaaaaa. Jak ja się nazywam? Ach, tak. Ela, no tak, to ja.
Wyobraźcie sobie przykładowy dzień z życia matki chaotyczki. W sumie, to ja napiszę, a Wy czytajcie:
7:00 pobudka
7:10 śniadanie – płatki na mleku grzeją się w mikrofali, pies tupie nogami, szybko na dwór. Wracam, młody je śniadanie w piżamie. Ja mam na sobie dół od piżamy i sweter założony na lewą stronę. Wpadam do kuchni, poganiam młodego, pędzę do łazienki. Szybki makijaż, tzn. krem i tusz do rzęs, bo pies zeżarł najlepszy pędzel do pudru.
7:30 młody zakłada buty, ja nadal w dole od piżamy. Pędzę do sypialni, przyodziewam legginsy lub inne „szybkie” portki, buty i wyjeżdżamy
7:40 siedzimy w dwudziestoletnim golfie, który nie chce zapalić. Silnik rzęzi, prycha, dycha. No, nie pali… aaaa, ssanie trzeba włączyć. Brak kawy robi swoje…
7:55 jesteśmy pod przedszkolem. Młody oddelegowany, lecę po zakupy. Ogórek, sałata, chleb, kawa, kawa mi się skończyła – myślę. Jadę do domu.
8:20 zaparzam kubek kawy, wdycham jej aromat i nastawiam pranie, w międzyczasie pędzę do kotłowni, bo zimno. Wracam do kuchni, włączając po drodze żelazko. W kuchni nastawiam zmywarkę, ogarniam łazienkę, kuchnię – przypominam sobie o włączonym żelazku… prasuję
9:30 koniec prasowania, lecę do kuchni dokończyć sprzątanie.
10:00 kawę dopijam zimną
10:05 siadam do kompa, pracuję. Ach, zapomniałam nastawić zupę. Wstaję, nastawiam, lecę do kotłowni, żeby w piecu nie zgasło. Po drodze mijam poukładane w kostkę ubrania – układam w szafie.
11:10 wracam do kompa, kończę tekst
12:00 mieszam zupę, wracam do pracy
13:00 zupa gotowa, lecę z psem, po drodze podłączając akumulator
Między godziną 8, a 14 – odbieram około dziewięciu telefonów, które nie są związane z pracą.
14:00 pędzę po młodego
14:30 siadamy do obiadu, a potem do szlaczków, znaczków i rysunków.
15:30 wychodzimy z psem na spacer, odbierając po drodze trzy telefony
16:30 siadam do kompa, kończę pracę
17:30 czas na zabawę z młodym, oglądanie bajek i gry
19:00 komp nadal odpalony – w razie zlecenia…
20:00 młody po kolacji, leży w łóżku
20:10 pies na dwór
20:30 ogarniam maile, lecę do kotłowni, herbata, ćwiczenia? Ach, zapomniałam – zginam się wyginam. Idę pod prysznic, włażę w łóżka, włączam lampkę, otwieram książkę.
7:00 budzę się z książką na twarzy.
Matka da radę! Zawsze! Nawet ta najbardziej chaotyczna! 
x

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn