Przejdź do głównej zawartości

Uwiedziona


Dziecko usnęło, mąż pojechał na polowanie do lasu, a ja zasiadłam przed komputerem z lampką zimnego białego muscatu. Postanowiłam napisać krwawy erotyk...



Był gorący sierpniowy wieczór, termometr wskazywał wciąż 26 stopni Celsjusza. W domu panowała cisza. Słychać było tylko brzęczenie komarów i jednostajne uderzenia o klawiaturę. Siedziałam zamyślona i skupiona na mojej pracy. Obmyślałam plan. Chciałam zabić i zakrwawić. W głowie szalało milion pomysłów, a ja w euforii spisywałam kolejne morderczo – miłosne gierki.

Zaaferowana opowiadaniem, nie zauważyłam jego przybycia. Nie wiem, jak długo stał i mnie obserwował. Było mi gorąco, więc dolałam sobie chłodnego wina. Napój podziałał orzeźwiająco i twórczo. Zdania układały się zgrabnie w kryminalną całość. Zbliżałam się do clou sprawy. Miałam wyjaśnić motyw, wskazać zabójcę i erotyczne hobby bohatera...

Przystąpił do ataku powoli. Początkowo lekko dmuchał w moją w twarz, ogrzewając policzki, które rumieniły się od ciepłego powiewu. Potem powoli całował powieki. Najpierw prawą, potem lewą...
Starałam się odgonić natręta i wrócić do pracy, ale nie pozwolił mi na to. Moja ręka mimowolnie sięgała do włosów, przeczesała je i wprowadziła w stan rozmarzenia, delikatnego otumanienia i przyjemnego ciepła, które rozpływało się po całym moim ciele.


Zmusił mnie do zdjęcia lnianej sukienki, którą miałam na sobie. Zostawiłam ją na podłodze,
wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam pod prysznic. Miałam nadzieję, że zimna woda orzeźwi mnie i pozwoli logicznie pomyśleć.
Po pięciu minutach wyszłam z łazienki. Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie zobaczyłam..

Wróciłam do pisania. Z uśmiechem wklepałam kilka zdań.
Niestety powrócił.
Nie walczyłam już z nim. Poddałam się ostatecznie.
Siła perswazji była tak silna, że wiedziona słodką obietnicą udałam się do sypialni. Położyłam głowę na poduszce, a on ułożył się obok mnie i musnął ustami moje czoło...

- Och! Morfeuszu.

Udusił mnie poduszką. Jak co noc.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...