Cukierki, kwiatki, czekoladki, pluszowe misie, poduchy w kształcie serca… Od kilku tygodni zakochani dają zarobić handlowcom. Jednak czerwona komercyjna maszyna właśnie parkuje w walentynkowym garażu miłości. Walentynki czas zacząć… od wyjaśnienia.
14. lutego na całym świecie jest dniem wyznawania sobie miłości, obdarowywania najbliższych słodkimi upominkami i kolorowymi kartkami walentynkowymi. Komercjalizacja tego święta postępuje z roku na rok, a co za tym idzie – rośnie liczba tych, którzy uważają je za niepotrzebne i tandetne. Wielu ludzi oskarża (dosłownie i w przenośni) Amerykanów za sprzedanie (a jakże!) nam tej świeckiej tradycji. Cóż, prawda jest ciut inna. Amerykanie nie są bez winy, ale głównymi winowajcami sercowego zamieszania są… Rzymianie. Cofnijmy się więc w czasie i spójrzmy jak to się zaczęło.
W starożytnym Rzymie obchodzono dzień zwany Lupercalia, czyli Dzień Płodności i Macierzyństwa. Wierzono, że ofiara (najczęściej z kozy lub owcy) złożona Bogu Płodności, zapewni rok urodzajny i płodny. Wszystkie niezamężne kobiety zbierały się w świątyni przed wielką glinianą misą, do której każda z nich wrzucała kartę ze swoim imieniem. Potem do misy podchodzili kawalerowie i wyjmowali karty. Kobieta, którą wylosowali stawała się ich partnerką na czas trwania zabawy. Często zdarzało się - jakże romantycznie, że pary z zabawy zostawały parami na całe życie.
Z czasem uroczystość ta, przekształciła się w święto wszystkich zakochanych. Za panowania cesarza Klaudiusza II Gockiego, zakazano młodym mężczyznom zawierania małżeństw, ponieważ opętany chęcią wygranych bitew władca, uważał, że żołnierz – mąż nie będzie myślał o swoim kraju tylko o ukochanej żonie. Tu pojawia się na scenie bohater pozytywny, biskup Terni – Walenty. Jako jedyny nie bał się cesarza, a jego rozporządzenie miał w… poważaniu. Wielokrotnie łamał zakaz i udzielał ślubów zakochanym. Biskupa Walentego wtrącono za to do więzienia, gdzie zakochał się w niewidomej córce jednego ze strażników. Według legendy, pod wpływem tej miłości kobieta odzyskała wzrok (starożytna telenowela, eh!). Cesarz Klaudiusz dowiedział się o wszystkim i wydał rozkaz zabicia biskupa z datą zapadalności: 14. lutego 269 roku. Dzień przed egzekucją, za pośrednictwem strażnika Walenty wysłał list do swojej ukochanej, w którym wyznał swą dozgonną miłość. Wyznanie jak wyznanie, ale ten podpis: "od Twojego Walentego".
Już za kilka dni Walentynki! Wszystkim, którzy obchodzą to święto życzę wielu miłosnych uniesień i gorących chwil. A osobom, które je bojkotują, pozostaje mi życzyć wytrwałości. Niech moc będzie z Wami!
W XVI wieku, jedna z córek króla Francji Henryka IV postanowiła zorganizować bal, na którym mężczyźni obdarowywali kobiety bukietami kwiatów. O sukcesie królewskiej córki mówiono bardzo długo, dlatego od tej pory wszyscy zakochani zobowiązani byli do wysyłania sobie miłosnych liścików i kwiatów. Wraz z rozwojem technologicznym, tradycja ta dotarła również do Ameryki, gdzie narodziły się gotowe kartki i gadżety z serduszkami, kupidynami, etc.
Już za kilka dni Walentynki! Wszystkim, którzy obchodzą to święto życzę wielu miłosnych uniesień i gorących chwil. A osobom, które je bojkotują, pozostaje mi życzyć wytrwałości. Niech moc będzie z Wami!
Komentarze
Prześlij komentarz