Przejdź do głównej zawartości

Wiejski tunning


Wiosna uparcie nie nadchodzi. Zasnęła gdzieś w ciepłych krajach i wracać nie chce. Tymczasem w Polsce szaleje zima i zostawia po sobie straszny bałagan. Dziury na drogach to jedno z poważniejszych przestępstw, które popełniła. Straszą swoją głębokością, ostrymi krawędziami i częstotliwością występowania na metr kwadratowy. Może drogowcom uda się je załatać przed przyjściem wyższych temperatur. Ważne jest to dla pewnej grupy ludzi, która umiłowanie swe znalazła w tzw "wiejskim tuningu". Przesunięcie otwarcia sezonu powoduje u nich agresję i świąd pośladków, które aż się palą do posadzenia ich w kubełkowych fotelach odpicowanej bryki.





Najczęściej posiadaczami takich aut są młodzi mężczyźni, którzy naoglądali się Transformersów i Gas Monkey Garage. Siadają przed tv, notują i postanawiają odpicować swojego 20-letniego malucha i zrobić z niego "króla szos". Termin, który sobie wyznaczają na zrealizowanie projektu to zazwyczaj zima. Najważniejszy w całym przedsięwzięciu jest pomysł. Kiedy już sobie wszystko obmyślą, udają się do komputera i zamawiają części. Po kilku dniach kurier przywozi:

- przedłużone progi z falą,
- lampy stroboskopowe,
- nakładki na pedały,
- folię do przyciemniania szyb,
- spray do chromowania,
- czyściwo techniczne i zmywacz,
- papier ścierny,
- szpachlówkę i utwardzacz,
- podkład i lakier.

Zakupy są z namaszczeniem zanoszone do przydomowego garażu, gdzie odbędzie się operacja.
Wszystko idzie jak po maśle i delikwenci zabierają się do pracy. Montują, szpachlują, ścierają, wiercą i trzęsą się nad karoserią jak kura nad jajkiem. Kiedy wszystkie elementy znajdują się na swoim miejscu, auto trafia do zaprzyjaźnionego lakiernika, by uzyskać piękny kolor zwany "kameleonem", który charakteryzuje się tym, że zmienia barwy w zależności od kąta padania światła.

Polakierowany fiacioch wraca do garażu, gdzie zostaje mu nadany ostateczny szlif. Lampy stroboskopowe zostają wepchnięte w otwory z przodu maski, chromowane lusterka boczne przymocowane, głośniki i subwoofer na tylnej kanapie. Na szyby nałożona zostaje ciemna folia, a na ich zewnętrznych stronach piękny napis "tuning car". Przednie fotele wyściełane pokrowcami z Tesco, dywaniki z pobliskiej stacji paliw i migająca piłka zawieszona na wstecznym lusterku. Pozostaje tylko umyć i nawoskować karoserię i można ruszać na podbój dróg (lub jak kto woli spalonych na skwarę panien).

Kiedy nadchodzi wiosna, czas wysokich temperatur i zapachu kwiatów, rozpoczyna się inauguracja. Maluch zostaje pokazany światu. Tego dnia właściciel okupuje od rana łazienkę i celebruje ablucje. Wychodzi wypachniony, nakremowany i nażelowany. Przyodziewa jeansy, koszulkę Nike i białe Reeboki. Żeby nadać sobie blichtru, niczym Snoop Dog, zakłada srebrną bransoletę. Zwarty i gotowy wsiada do samochodu, opuszcza szyby (żeby wstydu nie było przy pannach, że na korbkę) i wyrusza. Podryw na tzw. "zimny łokieć" i uśmiech Bogusia Lindy. Jeszcze tylko odpowiednia muzyczka i... pyr, pyr, pyr, w zębach komary, w oczach łzy, a na liczniku 33.

                                        źródło:
http://krasny_tom.fm.interiowo.pl/


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn