Przejdź do głównej zawartości

Never ever, jamais jamais!

Kiedy kończę książkę, nad którą muszę myśleć, zawsze mam ochotę na jakieś romantyczne czytadło, ale  zanim je wybiorę mija kilka godzin. Tym razem wybór był błyskawiczny, ponieważ książka czekała na mnie już od kilku tygodni. A Coleen Hoover i Tarryn Fisher nie zawiodły moich oczekiwań i po kilku nocnych godzinach było po sprawie.



Rozpoczęłam lekturę dość niewinnie bo w okolicach 22:00, ale zanim zauważyłam uciekający czas, odkładałam już książkę na półkę i ze zgrozą stwierdziłam, że jest grubo po trzeciej nad ranem. Z jeszcze większą zaskoczeniem zdałam sobie sprawę, że to lektura należąca do nurtu New Adult, ale czy gdzieś jest napisane, że sypiąca się trzydziestka (z górką) nie przeżywa tak jak nastolatki? No właśnie!

Wyobraźcie sobie, że nagle tracicie pamięć. Nie wiecie jak się nazywacie, gdzie mieszkacie, ani jak wyglądacie. Wasze życie to po prostu czysta kartka i od kilku minut zapisujecie ją na nowo. Nie poznajecie nikogo ze swojego otoczenia i metodą prób i błędów dochodzicie do wniosku, że osoba siedząca obok ciebie na stołówce to twoja koleżanka, a wpatrujący się w ciebie chłopak to twoja druga połówka i zupełnie jak ty nie pamięta nic. Wspólnie, krok po kroku próbujecie rozwiązać tę dziwną przypadłość, która was dotknęła i kiedy już, już macie mniej więcej jakieś pojęcie - sytuacja zaczyna się na nowo, tracicie pamięć i zaczynacie wszystko od początku.

To dość pogmatwana powieść, która trzyma w napięciu, a czytelnik nie zdaje sobie z tego sprawy do momentu kiedy zamyka książkę z wielkim westchnieniem. Wszystko jest tam pomieszane i poplątane, ale krok po kroku można zaobserwować, że prawda odkrywana po trochu wcale nie jest piękna. Miłość, która łączy tych dwoje nastolatków wcale nie jest krystaliczna i problemy z tym związane nawarstwiają się i nie pozwalają na szybkie rozwiązanie. Bohaterowie dowiadują się o sobie rzeczy paskudnych, spoglądają na swoje występki  i problemy z punktu widzenia osoby nowopoznanej i nie godzą się z nimi zapominając na nowo. I tak w kółko Macieju. Do momentu, aż miłość przezwycięża ten obłęd i nastolatkowie muszą się zakochać na nowo żeby cofnąć błędne koło. 

Brzmi to wszystko bardzo cukrowo i różowo, w dodatku chaotycznie i mało przekonująco, ale warto sięgnąć po tę pozycję, choćby dlatego, że zapomnicie o Bożym świecie na kilka godzin. Jeśli jeszcze nie spotkaliście się z twórczością Coleen Hoover, to przeczytajcie "Maybe Someday". Wbije Was w fotel!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn