Przejdź do głównej zawartości

Ewa Olchowa – Seria Zrodzona

 O serii Zrodzona zrobiło się głośno kilka lat temu, kiedy to pewna poznanianka zaczęła spełniać swoje marzenia i własnym sumptem wydała pierwszy tom. Fajny pomysł na promocje, gigantyczne pokłady pracy i przede wszystkim rzutki pomysł, przyniósł efekty w postaci powiększającej się ciągle liczby fanów. Trochę z niedowierzaniem i wielką ostrożnością podchodziłam do tej serii, ale w końcu dałam się przekonać. Szybko okazało się, że doskonały marketing idzie też w parze z bardzo dobrą historią.

zdj. Ewa Olchowa

Opowieść ta traktuje o Rose, pewnej młodej dziewczynie, której życie odwraca się o 180 stopni. Okazuje się, że nie jest zwykłym człowiekiem, ba, bliżej jej raczej do kreatur znanych raczej z książek niźli z prawdziwego życia. Dziewczyna zakochuje się w przystojnym Łowcy i trafia do miejsca, gdzie ma się dokonać jej przemiana. Tylko pytanie brzmi czy zostanie Luminatem (osobą władającą światłem i pochłaniającą ludzką energię) czy też Łowcą (kimś w rodzaju wampira). Przejdzie więc szereg trudnych szkoleń, które przygotują ją do przemiany i do późniejszej walki. A ta toczyć będzie się o wszystko.

Po przeczytaniu trzech tomów serii jestem zaskoczona tym, jak ładnie rozwija się ta historia. W pierwszym tomie odnosiłam wrażenie jakoby autorka trochę poszukiwała złotego środka, jakby nie mogła się zdecydować, w którą stronę popchnąć fabułę, ale w części drugiej rozpoczyna się już mięsista i wyrafinowana historia, utkana z sieci intryg i zawoalowanych ostrzeżeń i poziom utrzymuje się też w części trzeciej.

Oczywiście, jest to powieść fantasy, skierowana do młodzieży. No może do tej trochę starszej trochę też. Mamy więc tu miłość, która zawsze sprawia mi przyjemność w tego typu literaturze. I choć nie gra tu ona pierwszych skrzypiec, to jednak jest solidnie zaznaczona i stanowi podwaliny pewnych decyzji bohaterów, które raczej wyglądałyby inaczej gdyby nie gorące uczucie.

Pod płaszczykiem fantastycznej historii, kryje się przesłanie. Mamy tu przykład segregacji rasowej, przynależności kastowej i sortowania ludzi na lepszych i gorszych, potworów w ludzkiej skórze, dążących do władzy i  nie wahających się zabijać z zimną krwią, byleby osiągnąć cel. I podoba mi się w tym wszystkim to, że główna bohaterka nie jest przysłowiową trzcinką na wietrze, tylko od początku do końca, bez wahania robi to, co jest zgodne z jej sumieniem. Jej wybory nie zawsze są dobre, ale dzięki temu czytelnik jest w stanie się przekonać, że i w prawdziwym życiu trzeba uczyć się na błędach.

W tych trzech tomach mamy zbiór naprawdę solidnych przekazów. Pierwsza część to przede wszystkim przyjaźń, rodzina i pierwsze zauroczenia. Druga to determinacja, wola walki i chęć przetrwania, a trzecia to pogodzenie się z własnym losem i siła, by przeciwstawić się wrogowi za wszelką cenę.

Osobom, które rzadko sięgają po książki fantastyczne, pragnę szepnąć słówko żeby się nie martwiły, bo autorka rzetelnie i drobiazgowo tłumaczy wszelkie zawiłości, a robi to tak zgrabnie, że nie ma szans się pogubić. Czekam na kolejną część cyklu i przemianę Rose, która nie będzie taka jak wszyscy myślą...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn