Przejdź do głównej zawartości

XXX

Bywa tak, że mężczyźni są oporni i niechętni. Nie można namówić ich do współpracy (jaka by ona nie była). Całe szczęście kobiety mają swoją tajną broń – manipulację!





Przycupnąwszy na obrotowym krześle wpisałam kilka słów w przeglądarkę, żeby dowiedzieć się więcej o pewnym blogerze. Obwarowany filtrami i zabezpieczeniami jak VIP, bloguje sobie w skrytości i z męską butą.
Zastanawiałam się jak zagaić rozmowę i postawiłam na stary i sprawdzony sposób – połechtać jego męskie ego.
Zaczęło się to tak:

Pani Redaktor
Pan Bloger

PR: Witaj. Czytam sobie Twoje wpisy od rana i z każdym kolejnym otwieram oczy ze zdumienia. Elokwencja i trafny dobór słów! Pozdrawiam serdecznie i wracam do lektury!
PB: A Ty wiesz, że łechtasz moje ego, a tak nie wolno?
PR: Cieszę się. Nawet jeśli nie wolno!
PB: Jestem łasy na przekupstwa w postaci wina - wtedy przymykam oko.
PR: A dobre wino zawsze się znajdzie w moim barku. Białe Chardonnay?
PB: Pod warunkiem, że Ty mi pomożesz w jego wypiciu. Czy taki układ jest satysfakcjonujący?
PR: Chyba się nie znamy? I pewnie daleko od siebie mieszkamy.
PB: Sądzę, że wirtualnie też możemy odkorkować tę butelkę.
PR: Świetna propozycja! Schładzam zatem zawartość! Do wieczora będzie gotowa!
PB: Zawsze uważam, iż kobiecie do wina idealnie pasuje sukienka.
PR: A mężczyźnie? Co do wina pasuje? Kobieta?
PB: Pytanie w jakiej sukience?
PR: Więc?
PB: Więc ciekaw jestem Twojego wyboru.
PR: Niech to pozostanie tajemnicą...
PB: Tajemnice potrafią być zmysłowe.
PR: I często są...
PB: Czy tu też taka zmysłowość ma się pojawić?
PR: Może... Zastanawiam się dokąd zmierza ta rozmowa?
PB: Robi się lekko flirtująca, nieprawdaż?
PR: Prawdaż, prawdaż.
PB: To źle czy dobrze?
PR: Lubisz zadawać pytania?
PB: Lubię. Tak samo jak lubię, wracając do krainy sukienek, coś z pokroju małych czarnych, o!
PR: Małych czarnych z odkrytymi ramionami? Inteligentny powrót do tematu!
PB: W tym wypadku zależy czy Ty dobrze czułabyś się w takiej. Inteligentny i świadomy - możemy przy nim przycupnąć, jeśli nie wnosisz sprzeciwu.
PR: Nie wnoszę. To interesujące jak owijasz sobie kobiety wokół palca - nawet wirtualnie. A czułabym się w takiej sukience dobrze.
PB: Jeśli czujesz się owinięta, to pozwól, że delikatnie sprawdzę czy nie za ciasno jest to wszystko zrobione.
Bez ramiączek, czerń, to w takim razie długość jeszcze tak delikatnie nad kolano.
PR: Sądzę, że sam wiesz, kiedy dotrzemy do zbyt "ciasnego" owijania.
PB: Mała czarna i, hmm... pończochy?
PR: Pończochy wydają się takie banalne.
PB: A co będzie mniej banalne?
PR: Brak ich. Sprowadza się to do jednego... a miała być lampka wina.
PB: Ale jakoś nie widzę chęci, byś się zatrzymała.
PR: Taki Twój plan działania, nieprawdaż? Nie chcesz żebym się zatrzymała...
PB: Chcę, przyjemnie spędzić popołudnie przy flircie. I żebyś Ty też odczuwała z niego przyjemność.
PR: Na zmysły działa nawet to, że Cię nie widzę. I dlatego jesteś na wygranej pozycji.
PB: Skoro jestem na wygranej pozycji, to poproszę o to, byś przy przekraczaniu progu mojego mieszkania z tym białym Chardonnay, zamknęła za sobą drzwi na klucz.
PR: Sądziłam, że się ze mną przywitasz w drzwiach?
PB: Przywitam się z Tobą w kuchni, czekając tam na Ciebie, będąc oparty o blat i obserwując jak w pewnym momencie pojawiasz się przede mną w swojej sukience.
PR: Pojawię się, napełnię kieliszki zimnym alkoholem i... ?
PB: Pozwolisz dać się pocałować delikatnie w policzek w ramach tego przywitania.
PR: Tak. To będzie ciepłe powitanie dwojga nieznajomych.
PB: Chociaż zastanawiam się czy nie zmienić policzka na kącik ust...
PR: To moje ulubione miejsce...
PB: To może powinienem w oba?
PR: mhmh, to byłoby miłe
PB: Delikatnie i powoli, by móc przeciągnąć ten moment.
PR: W odpowiedzi poczułbyś mój oddech na swojej szyi.
PB: Idealnie komponowałby się z moimi opuszkami u Ciebie na karku...
PR: Zrobię krok do tyłu i sięgnę po kieliszek. Upiję łyk zimnego trunku, a na moim ciele pojawi się gęsia skórka.
PB: Przeciągnę wzrokiem od Twoich oczu, przez nos, usta, zatrzymam się na szyi, a dalej powędruję na wysokość Twojego mostka i spojrzę jeszcze trochę niżej. I pomyślę jaki kolor może kryć się pod tą małą czarną.
PR: Ty będziesz się zastanawiał nad kolorem bielizny, a ja napiję się jeszcze wina. Uronię kroplę, która spłynie po mojej szyi, a potem w dół,aż poczuję ją w pępku.
PB: Podejdę do Ciebie i nachylę się do szyi, by ten mokry ślad po kropli wina usunąć przy pomocą swoich ust.
PR: Odchylę głowę, włosy spłyną mi kaskadą na ramiona. Westchnę...
PB: Przyciągnę Cię do siebie zdecydowanie, a następnie zatopię się w Twoich ustach, wplatając dłoń w Twoje włosy.
PR: Oddam Ci pocałunek smakując Twoje usta, ucząc się ruchów języka i czekając na Twój dotyk...
PB: Wyszepcę do ucha, że w tym momencie, będziesz tylko moja. Nikogo innego, a zwłaszcza nie męża!
PR: Nie jestem niczyją własnością, więc udam, że nie słyszę tego zdania, albo odsunę się od Ciebie - studząc emocje.
PB: Nie zgodzę się na studzenie, gdyż zamierzam zsuwać się delikatnie ustami w dół. Od szyi w dół...
PR: Zrobię krok do tyłu, żeby złapać oddech. Położę rękę na ramieniu i zsunę ramiączko od sukienki, poczekam na Ciebie...

Potem podziękowali sobie za rozmowę. Ona, trzydziestolatka z nadwagą – wcinająca makaron z sosem prosto z rondla i on, podtatusiały facet z wąsem a'la młody Kaczyński.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn