Przejdź do głównej zawartości

Aleksandra Rumin – Zbrodnia na blokowisku

Kiedy Aleksandra Rumin zadebiutowała powieścią "Zbrodnia i Karaś" nawet nie przypuszczałam, że będzie to tak diabelnie inteligentne i lotne kompendium wiedzy o poszczególnych warstwach społecznych, w dodatku okraszone ogromną dawką humoru i ironii.



Kolejną zbrodnię autorka umiejscowiła na osiedlu i kiedy zaczynałam lekturę, zastanawiałam się komu oberwie się w pierwszej kolejności. No i już od samego początku było pewne, że tym razem po głowach dostaną pseudo dziennikarze z popularnych brukowców, celebryci, artyści znani z tego, że są znani, ale też mieszkańcy polskich osiedli, którzy żyją specyficznie i szalenie niespołecznie. 

Zabawa była przednia. Aleksandra Rumin jak zwykle wytknęła ludzkie przywary, zadrwiła z typowych zachowań i wykpiła to w sposób boleśnie radosny. To był taki trochę śmiech przez łzy, ponieważ każdy czytelnik jest w stanie wskazać w bohaterach kogoś, kogo zna i podobnie się zachowuje. Czasem może też zweryfikować swoje życie i spojrzeć na nie z przymrużeniem oka.

Widać, że autorka doskonale orientuje się w zasadach panujących w celebryckim światku, w polowaniu na sensacje i tzw. ustawkach. Dokładnie też  wie, co dzieje się w mieszkaniach na wielkich osiedlach i jak współżyją ze sobą sąsiedzi. I do tego cały czas śledzi ludzkie poczynania. Świetny z niej obserwator i dobra pisarka, która swoje to wszystko potem uskutecznia w każdej swojej powieści.

W każdej dotychczasowej książce znajdowało się miejsce dla jakiegoś zwierzęcia. Był już zarozumiały kot i ciapowate owce, a teraz czas na najprawdziwszego dzika, który z lubością oddaje się ryciem miejskich trawników i wyżeraniem co smaczniejszych kąsków z pobliskich śmietników. A pomiędzy tym całym zwierzęco-ludzkim rozgardiaszem, znajdzie się też czas na śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach.

Polecam wszystkim, którzy mają dystans do życia i do siebie. Śmiejmy się, bo tylko to nam pozostało!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn