Przejdź do głównej zawartości

Janina Bąk Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla


Nigdy nie lubiłam matematyki, ani nauk z nią powiązanych. Nie potrafiłam dodać dwa do dwóch. Formułka dzielenia przez zero była nie do zapamiętania. Logika była nielogiczna, a system zero-jedynkowy? Kto to wymyślił?! 



Aż dostałam książkę Janiny Bąk, znanej szerzej w internetowym świecie jako Janina Daily- „Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla”.
Na początku podeszłam do niej jak do jeża, niepewnie, wręcz z nutką nieśmiałości. W końcu to książka o statystyce. Ale przeczytałam ją w dwa wieczory (tylko dlatego, że kot położył się na moim brzuchu i jak sama Janina stwierdziła, wtedy czytać nie wolno!). 
Czy nauczyłam się matematyki? Nie. Czy zrozumiałam logikę? Nie. Ale, Drodzy Państwo! Ja wiem czym jest krzywa Gaussa! I wiem też, że wychodząc z psem na spacer wcale nie macie statystycznie po trzy nogi! 
Jak do tego doszło, nie wiem (cytując klasyka), ale przeczytałam niebieska książkę z czekoladą w takim tempie, że na pewno spaliłam ukochane pączki Janiny. Oczywiście rozdrabniając to na dwa dni, no bo bądźmy poważni! 

Janina użyła jakiegoś podstępu i napisała swoją książkę tak, żebym ja zrozumiała! Wszystko jest tam zrozumiałe, a nawet jeśli nie, to znajdziemy tam mnóstwo przypisów, które nam wytłumaczą jak do tego podejść (polecam ten na 48 stronie o kocie i tuńczyku - jest niezwykle pomocny w wychowaniu kitku). 

Zupełnie szczerze mogę polecić tę książkę nawet największemu antygeniuszowi statystki (polecam wrócić do początku, te dwa i dwa to moja zmora). Jest naprawdę zabawna, błyskotliwa i otwiera oczy, że jednak ta głupia matematyczka miała rację i nauka wykresów świetnie wpływa na to, żeby filtrować informacje jakie do nas docierają. 
Niejednokrotnie parskałam w kartki, czasem odkładałam czytanie i szukałam informacji o anegdotach, które były przytaczane. Naprawdę warto zabrać się za lekturę Janiny. 

Na koniec Mam jedną prośbę - KUP JĄ, książkę znaczy!

Dzięki temu Kitku będzie miał kolegę. 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn