Dawno temu, w pięknych zielonych lasach gdzie teraz znajduje się pojezierze łagowskie panowała harmonia i spokój. Matka Natura zadbała o to by mieszkańcom tych ziem niczego nie brakowało. Lasy były pełne zwierzyny, grzybów i jagód, a jezioro wokół których powstała osada, obfitowało w ryby. Ludziom żyło się dobrze i dostatnio, bo z szacunkiem odnosili się do wszystkich stworzeń. Jezioro, które było czyste jak najprzedniejszy kryształ, kryło w swoich głębinach cudowną tajemnicę, której strzegła sama Matka Natura. Wysyłając niegdyś lodowiec w te strony, wiedziała, że stworzy duże jezioro rynnowe o bajecznych kształtach, wielu zakamarkach i nierównym pofalowanym dnie. Po wielu długich latach żmudnego żłobienia, udało jej się uzyskać zadowalający efekt i stwierdziła, że to właśnie tutaj będzie odpoczywała. I choć wtedy nie nadawano jeszcze nazw, to Matka Natura postanowiła, że osobiście dopilnuje by w przyszłości nadano mu nazwę Ciecz. Pod jej nieobecność jeziora...
Romanse to dla mnie zwykle odskocznia od codzienności, coś w rodzaju słodkiego ciastka do kawy. Nie myślę wtedy zbytnio o fabule, tylko czytam, przeżywam wraz z bohaterami i... zapominam o całej historii tak szybko, jak tylko odłożę książkę na półkę. Tym razem jednak historia zostanie ze mną na dłużej, a to dlatego, że bardzo mądrze tu wszystko rozpisano. Zaczyna się dość banalnie, ponieważ mamy do czynienia z dwojgiem studentów, którzy oprócz nauki mają też swoje hobby i pracę. Henry, po zajęciach całkowicie oddaje się treningom hokejowym, a w wolnych chwilach maluje. Halle, natomiast to świetna studentka o pisarskich aspiracjach, głowie pełnej marzeń, ale nade wszystko osoba niezwykle empatyczna i pomocna, stawiająca dobro drugiego człowieka ponad swoje. Tych dwoje spotyka się ze sobą w jednej z okolicznych księgarń, w których dziewczyna prowadzi kółko literackie. I tak zaczyna się ich trudna, wielopoziomowa znajomość. Niech Was jednak nie zwiedzie infantylność tej znajomości. A...