Przejdź do głównej zawartości

Anne Bishop – Filary świata

Anne Bishop to amerykańska pisarka, sześćdziesięcioczteroletnia niekwestionowana królowa fantasy, uwielbiana przez freaków fantasy  –  w tym mnie. Rzadko ogranicza się do krótkich form literackich, woli kilkutomowe opowieści, w których swoje wyimaginowane światy rozrastają się pięknie niczym korona olbrzymiego drzewa. Dziś kilka słów o pierwszym tomie trylogii Tir Alainn, która powstała na początku lat dwutysięcznych. W Stanach Zjednoczonych cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem, a w tym roku ma szansę podbić polski rynek. Zapraszam do świata wiedźm i Fae.



Bohaterką powieści jest Ari, młoda wiedźma, wywodząca się ze starego rodu, w którym magia i wszystkie związane z jej posiadaniem obowiązki przechodzą z pokolenia na pokolenie. Należy bowiem wiedzieć, że oprócz warzenia tajemniczych eliksirów, kobiety należą do Starego Miejsca i dbają o jego ziemię, mieszkańców i zwierzęta. Wiedźmy żyły zwykle w pełnej symbiozie z lokalnymi mieszkańcami, niestety Ari nie ma łatwego życia, pracuje ciężko żeby móc się wyżywić, uprawia ziemię, pięknie tka, miesza zioła i robi maści. Niestety we wsi spotyka się z szyderstwami i kpinami. Samotność doskwiera jej bardziej niż brak jedzenia. Tuż przed nocą Letniego Przesilenia, za sprawą dziwnego zbiegu okoliczności, Ari otrzymuje tajemnicze przedmioty, które w tę szczególną noc musi podarować pierwszemu napotkanemu mężczyźnie i spędzić z nim noc i wszystkie pozostałe przez najbliższy miesiąc. Mimo, iż dziewczyna bardzo stara się uniknąć towarzystwa, los stawia na jej drodze jednego z wysokich przedstawicieli rodu Fae i to z nim spędza większość nocy. Mimo wspaniałych doznań i cudownych chwil, dziewczyna potrafi rozdzielić namiętność od prawdziwej miłości i nie daje się zwieźć zadufanemu w sobie Panu Światła.

I choć początkowo wydaje się, że powieść będzie dotyczyła relacji damsko-męskich, okraszonych piękną scenerią wyimaginowanego świata fantasy, to po kilku rozdziałach okazuje się, że to jedynie dodatek i poboczna opowieść. Nad wiedźmami bowiem, zawisła straszna klątwa w postaci niebezpiecznego inkwizytora Adolfa, który nazwał się Młotem na wiedźmy. Pełen najczystszej pogardy dla kobiet, mizoginistyczny, szowinistyczny przykład okrutnego bohatera, którego doskonale określa poniższy cytat: 

— Wędzidło sekutnicy to narzędzie dobrego mężczyzny  powiedział Adolfo.  Troskliwy mąż i ojciec nie pozwala swoim niewiastom zbłądzić i oddać się nieprzystojnym zachowaniom, nie godzi się również na kłótnie pod swoim dachem. Powszechnie wiadomo, że ostre słowa kobiety mogą splugawić rózgę mężczyzny i osłabić jego nasienie przez co będzie ją wypełniać córkami, miast silnymi synami."

W chorym umyśle tego człowieka rodzi się nienawiść tak wielka, że postanawia zabić wszystkie wiedźmy, pochłonąć magię wywodzącą się z miejsc, w których mieszkają i uczynić z siebie  jedynego i słusznego władcę. Przy czym, metody jakimi się kieruje są najgorsze z możliwych. Znęca się nad wiedźmami, stosuje karygodne tortury i wymusza przyznanie się do winy pod przykrywką czynienia tego w dobrej wierze.

Czy na tak skoncentrowane zło jest jakaś skuteczna broń? Czy niebezpieczeństwo, które nadciąga dosięgnie Ari? A jeśli tak, czy zdoła obronić się sama, czy też pomoże jej Pan Światła? A może jednak uratuje ją Neal – prosty chłopak, kochający ją już od wielu lat? Na te odpowiedzi musicie znaleźć już odpowiedzi sami, odkrywając je krok po kroku podczas lektury.

Anne Bishop zbudowała rozległe universum, które rozrastało się wspaniale wraz z fabułą. Jestem przekonana, że ten niezwykły świat jeszcze się powiększy w kolejnych tomach. Postaci, które autorka wykreowała to kwintesencja ludzkości. Mamy do czynienia ze skoncentrowanym dobrem w postaci Ari, nieoczywistą i inteligentną Moragh, która stawia ponad wszystko prawdę, roszczeniowych, leniwych i wyniosłych Fae wysokiego rodu, pracowitych, ale prawych pół-ludzi pół-Fae (Neal), a także Fae, którzy porzucili wygody na rzecz zwykłego życia wśród ludzi. Małych Ludzi, opiekunów lasów oraz najczystsze zło, czyli Adolfo. Ta wyjątkowa mieszanka charakterów zmusza czytelnika do myślenia, do zastanowienia się nad tym, co wybrałby w trudnych chwilach. Czy wolałby podporządkować się złu i jego fanatycznym przekonaniom, czy też stanął z nim do walki twarzą w twarz, na przekór niebezpieczeństwu.

To lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów fantasy, a także dla tych, którzy zastanawiają się nad tą formą opowieści. Jestem przekonana, że nie pożałujecie tej decyzji. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn