Bardzo,
bardzo daleko, za wielkim Szarym Lasem, w krainie Gdybygdyby, tuż
pod szczytem Śnieżnej Góry, istniało małe Królestwo Pomponów.
Rządził nim Król Polipompon I i jego małżonka Królowa Pulpasja.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że królowa była
ciągle znudzona. Nic nie było w stanie przywołać na jej lica
uśmiechu. Siedziała na swoim tronie, dłubała paznokciem w oparciu
i potwornie ziewała. Król, który kochał żonę do szaleństwa, od
dawna dostarczał jej różnych rozrywek.
Urządzał
wystawne bale. Zapraszał gości z odległych królestw, serwował
najlepsze produkty, które dostarczali mu dworzanie, najlepsi muzycy
grali wymyślne pieśni, a krawcowa i szewc prześcigali się w
pomysłach żeby zadowolić królową. A to w trzewikach znalazła
się złota nić, a to w gorsecie sukni użyto najbardziej miękkiego
materiału. Ale wysiłki i trud na nic się zdały. Królowa nudziła
się jak mops i pewnego razu zasnęła na bardzo ważnym bankiecie, a
obrażeni goście opuścili salę tronową złorzecząc królestwu.
Zrozpaczony
Polipompon załamał ręce. Chodził zasmucony po dziedzińcu i
kręcąc głową mamrotał pod nosem, że już nie ma siły i
pomysłów na uszczęśliwienie żony. W pewnym momencie jego wzrok
padł na napis na murze obronnym, który wykonał kiedyś jego
pradziad.
Prawdziwe
szczęście odczujesz,
z
tego co sercem dokonujesz.
Króla
olśniło i czym prędzej pognał do komnat królowej. A, że sen
miała kamienny, z pomocą dam dworu i służących, wyniósł śpiącą
żonę przed bramy zamku, ułożył na wozie z sianem, złożył na
jej czole czuły pocałunek i zamknął wrota.
Pulpasja
obudziła się nazajutrz i przecierając oczy ze zdumienia rozejrzała
się wkoło. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie znajduje się w
swoim łożu, a na dworze i to na stogu siana. Zawołała służbę,
ale nikt nie przyszedł. Zsunęła się ze sterty kłującej suchej
trawy i zaczęła rozglądać za sukniami –
niestety nie znalazła ich. Królowa ze zgrozą stwierdziła, że ma
na sobie ubogi strój kuchcika, który założyły jej w nocy damy
dworu. Postanowiła wyjaśnić całą tę sytuację z królem, ale
kiedy zapukała do wrót, życząc sobie wizyty z władcą, została
wyśmiana i wyprowadzona przez strażnika do wioski.
Przerażona
i głodna królowa postanowiła zejść do wioski. Zapukała do domu
handlarza Pompucha, u którego miała nadzieję na śniadanie. Kiedy
uchyliły się drzwi, zapytała:
—
Witajcie, dobry człowieku. Czy znajdzie się strawa dla waszej
królowej?
—
Królowej tu nie widzę, ale jak chcesz coś zjeść to musisz na to
zapracować. Chodź, moja żona potrzebuje pomocy w pakowaniu mąki w
worki. Jeśli jej pomożesz, możesz liczyć na zapłatę w postaci
posiłku.
Zaskoczona
Pulpasja podążyła za handlarzem i wzięła się do pracy. Po
odmierzeniu stu worków mąki i zawiązaniu ich mocnym sznurkiem,
została zaproszona na obiad. Na stole znalazła pokruszony chleb,
maślankę i trochę soli. Zdziwiona, zapytała Pompucha, dlaczego
tylko to jadają, a ten odpowiedział:
—
Masło, bochny chleba i mięso trafiają na stół naszego władcy.
Naszej królowej trudno dogodzić, wszystko ją nudzi i rzadko co
smakuje, więc król wydał dekret o wydawaniu tylko najlepszych
produktów i dostarczaniu ich bezpośrednio do zamku. To co pozostaje
– zjadamy.
Pulpasja
przerażona, przyłożyła dłoń do ust, podziękowała za posiłek
i wyszła prędko z domu handlarza. Tych kilka słów prawdy tak nią
wstrząsnęło, że postanowiła zobaczyć jak to jest u innych
mieszkańców osady. Dotarła do drzwi krawcowej Pompali, u której w
zamian za zwijanie ciężkich bel materiału, otrzymała okrycie,
które ją drapało i przy każdym ruchu powodowało, że całe ciało
swędziało. Załamana Pompala opowiedziała o dekrecie wydanym przez
parę królewską, w którym mowa o tym, że do dworu trafiać mogą
jedynie najpiękniejsze stroje z najlepszych tkanin, przetykanych
złotą nicią. Te, które zostają może nosić lud. Królowa
oniemiała ze zdziwienia. Uściskała serdecznie krawcową i pobiegła
do kolejnego rzemieślnika – szewca Pimpiszona.
U
szewca było podobnie. Żeby dostać parę trzewików, wykonanych z
resztek skóry, królowa musiała wkładać w oczko szpili dratwę i
podawać ją rzemieślnikowi. A kiedy skończył szyć buty,
posprzątała i wywietrzyła izbę. Od Pimpiszona dowiedziała się,
że to w czym muszą chodzić, to skrawki materiałów pozostałe po
produkcji królewskich pantofli. Pulpasja wyściskała szewca i
postanowiła wrócić do zamku i za wszelką cenę spotkać się ze
swoim mężem – królem.
Miała
w głowie plan i musiała go szybko zrealizować. Nie wiedziała
jednak jak przekonać strażników, żeby wpuścili ją na
dziedziniec zamku. Kiedy dotarła do wrót zamku, Polipompon czekał
już na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Królowa rzuciła się
mężowi na szyję, ucałowała go serdecznie i czym prędzej
pobiegła do zamku. Nim pojawiły się pierwsze gwiazdy na niebie,
królowa zebrała na dziedzińcu całą służbę, pomagała
rozstawić stoły i przygotować ucztę ze wszystkich produktów
nagromadzonych w spiżarniach. Z wielkich okiennic zniknęły
ciężkie, złocone zasłony, szafy opustoszały, suknie i peleryny
zostały rozprute i zwinięte w zgrabne bele materiału, a buty,
pantofle i królewskie kapcie ustawione równo pod murem.
Królewscy
posłańcy roznieśli wieści o wielkiej uczcie, więc na przyjęciu
nie zabrakło nikogo. Kiedy rzemieślnicy zobaczyli, że osoba, która
im pomagała w pracy to królowa, skłonili nisko głowy i z
zakłopotaniem prosili o wybaczenie. Pulpasja wstała i rzekła:
—
Moi drodzy, do tej pory żyłam w wielkiej nieświadomości. Dni
mijały mi na nudzie i na dumaniu nad sobą. Dzięki temu, że mogłam
dla was pracować zrozumiałam co w życiu jest ważne. Jedzcie do
syta, drodzy przyjaciele, bawcie się, a od jutra wrócicie do pracy.
Wprowadzam zmiany. Od tej pory będziecie mogli przyodziewać się w
to na co macie ochotę, jadać to co chcecie, a wieczorami spędzać
miło czas. Od tej pory zawsze możecie liczyć na naszą pomoc.
Bramy pozostają otwarte.
W
Królestwie Pomponów zagościła radość. Królowa zrozumiała, że
dzięki pomocy innym czuje się doceniana, potrzebna i to dzięki
temu czerpie radość i siły. Na nudę nie wystarczyło już
miejsca.
Komentarze
Prześlij komentarz