Przejdź do głównej zawartości

Aleksandra Rumin – Zbrodnia i Karaś

Kryminały nie muszą być pompatyczne i tylko trzymać w napięciu, mogą jednocześnie wprawiać w osłupienie i bawić. Dzisiejsza propozycja o zabawnym tytule Zbrodnia i Karaś to właśnie taki rodzaj literatury, przy którym nie sposób się nudzić. Bo czyż zestawienie całkiem nieżywego trupa z kotem, szantażystami, policją, władzą uniwersytecką i paniami sprzątającymi nie brzmi zabawnie? Na pierwszy rzut oka to nie trzyma się kupy i zapowiada ogromny chaos. Zobaczmy więc jak wyszło. Zapraszam do UKSW w Warszawie.


Akcja powieści rozgrywa się na terenie Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dwie, niezwykle rozgadane i skrupulatne w swej pracy sprzątaczki natykają się na ciało jednego z wykładowców uczelni. Kobiety wszczynają alarm, który stawia na nogi senne i znudzone grono nauczycielskie, studentów, policję oraz kota Stefana, który tak naprawdę martwi się tylko tym, czy na czas i jeśli w ogóle, otrzyma swoją porcję sardynek. Najważniejsze jednak, by wyjaśnić kim był tytułowy Karaś, który już na samym początku historii wyciągnął kopyta i został poltergeistem. Otóż, Karaś był jednym z wykładowców na UKSW, cieszącym się złą sławą wśród studentów i kolegów po fachu, był wrzodem na tyłku tamtejszej społeczności, a do tego szują i manipulatorem. Okazało się, że nikt nie lubi wrednego kolegi i nie ma na uczelni osoby, która życzyłaby mu dobrze. Ba!, w myślach proszono żeby szlag go trafił i zostawił w spokoju wszystkich, których nękał.
Szybko okazuje się więc, że prośby zostały wysłuchane i Karaś padł jak długi w uczelnianej łazience. A potencjalnych morderców może być kilku i każdy z nich bez wyjątku miał motyw. Tylko jak rozdzielić ziarna od plew i wskazać mordercę? O to zadbała już sama autorka.

Aleksandra Rumin napisała tę książkę dość oryginalnie. Nie chodzi tu o sam pomysł, a to w jaki sposób skonstruowała lekturę. Otóż, podzieliła opowieść na kilkadziesiąt rozdziałów, który każdy pełni rolę osobnego opowiadania i dopiero pod koniec lektury wszystkie wątki łączą się w jedną zgrabną całość i dają pełny obraz tego, co na pierwszy rzut oka staje się niewidoczne. Dzięki temu zabiegowi, początkowe wrażenie, że znaleźliśmy się w oku cyklonu, wygładza się i daje obraz sprawnie i ładnie napisanej powieści.

To, co charakteryzuje tę powieść to lekkość pióra, inteligentne dialogi i wysmakowane poczucie humoru. Nie ma tu miejsca na nic nieznaczące gagi. Są za to żarty sytuacyjne, cięte riposty i zabawne zwroty akcji. Dzięki podziałowi na rozdziały, czytelnik ma szansę poznać dokładnie bohaterów powieści (a jest ich kilkoro i są to postaci szalenie barwne), zżyć się z nimi i stanąć po ich stronie nawet w obliczu okrutnej zbrodni.

Zbrodnia i Karaś to komedia kryminalna napisana w sposób lotny i miły dla czytelniczego oka. Ładny, zrozumiały język, łączy się z humorem i zagadką, której rozwiązanie będzie nad wyraz zaskakujące. To przyjemna lektura na krótkie chwile wolności przy kawie. Czyta się jednym tchem i wtapia w uczelniane środowisko szybciej niż tłusty sos w jedwabną bluzkę. 

Ach, no i nie mogę zapomnieć o kocie! Tłuściutki Stefan też odgrywa tam rolę. Jest świadkiem zbrodni, wszystko widzi, ale czy oprócz ciepłego miejsca, pieszczot i pełnego żołądka interesuje go coś więcej? A, tak, to ważne – nienawidzi Karasia!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn