Przejdź do głównej zawartości

Dom nad jeziorem – Tasmina Perry

Wiecie jak poprawić sobie okropny humor? Oczywiście, dobrą książką. Ja lubię rozweselać się książkami lekkimi, o przyjemnej i nieskomplikowanej fabule. Dlatego też,  w weekend wybrałam Dom nad jeziorem. I to był strzał w dziesiątkę. Czytało się szybko, historia się nie zapętlała, a jednak co nieco z tej historii dało się wynieść.



Głównymi bohaterami tej powieści są Jim oraz Jennifer, których losy krzyżują się w cudownym, upalnym Savannah w 1994 roku. Wraz z upływającym wakacyjnym czasem, między dwojgiem nastolatków wybucha namiętność i prawdziwa miłość, której konsekwencje bohaterowie odczuwają w swoim dorosłym życiu. 

Mamy tu do czynienia z historią miłosną, której nie udaje się przetrwać młodzieńczych burz i tragedii, ale wyciska na bohaterach tak olbrzymie piętno, że w dorosłym życiu nie potrafią o niej zapomnieć. Nie układa im się w związkach, a niepowodzenia i trudności, które spotykają na swojej drodze, wiążą się z niespełnionymi marzeniami i zbyt wygórowanymi oczekiwaniami rodziny i bliskich.

Oprócz tego, że Dom nad jeziorem to romans, który można by porównać do tych pisanych przez Nikolasa Sparksa czy Danielle Steele, to również książka – przykład. Przykład tego, w jaki sposób ludzkie losy mogą być związane z drugim człowiekiem. To też historia o tym, że młodzieńcze marzenia i założenia bardzo łatwo jest stłamsić, a porywy serca potraktować z zimną krwią i kroczyć w dorosłe życie kierując się rozumem. Okazuje się, że dzięki temu, można dojść do pewnej pozycji społecznej, bardzo dobrze zarabiać i być na szczycie, jednocześnie odczuwając głęboki żal nad utraconymi marzeniami lub popaść w marazm i depresję. 

To jedna z tych powieści, które kończą się dobrze, ale niosą pewien przekaz i choć ukryty ładnie w fabule, to lśni jasno i wyraźnie niczym neony w Las Vegas. Polecam, bo czyta się szybko, przyjemnie i czas przy tej powieści pędzi nieco szybciej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn