Przejdź do głównej zawartości

Dominika van Eijkelenborg – Ostatni most

Wśród wielu propozycji literackich, w których szeroko omawiane są wątki kryminalne, bardzo trudno trafić na coś interesującego. Ba, nie raz i nie dwa, świetnie zapowiadająca się powieść potrafi wzbudzić niechęć, a w ostateczności zawieźć oczekiwania czytelnika. Lubię przebierać wśród nowości i czasem jestem ukontentowana, a czasem nieco zniesmaczona. W przypadku książki Ostatni most, czuję się usatysfakcjonowana, a pstryczek w nos, który zaserwowała mi autorka, podziałał na mnie niezwykle odświeżająco. Przed Wami rzetelny i rasowy kryminał.



Dwoje głównych bohaterów, czyli Marieke van Haan i Roland Kempen zostają wezwani do miejsca, w którym doszło do tragicznego wypadku. Dwudziestokilkuletnia dziewczyna (Lisa Kloostra) wjeżdża samochodem do kanału i ginie na miejscu. Choć sprawa wydaje się prosta i początkowo zdawać by się mogło, że powodem śmierci było zażycie środków psychoaktywnych lub nieszczęśliwy zbieg okoliczności, to po kilku godzinach rzecz zaczyna się komplikować. Spacerująca matka z niemowlęciem w wózku, w pobliżu miejsca zdarzenia odnajduje maleńką dziewczynkę – noworodka, której udziela pierwszej pomocy i ratuje jej życie. Wszystko wskazuje na to, że denatka nie utonęła w samochodzie, a wykrwawiła się rodząc dziecko. Czy Lisa rzeczywiście była przykładną studentką, stroniącą od imprez i mężczyzn, czy też była zupełnie inną osobą i z dala od swojej rodziny zamieniała się w zupełnie inną kobietę? Tego starają się dowiedzieć śledczy.

 Marieke podczas prowadzenia śledztwa wielokrotnie odpływa gdzieś myślami, analizuje i składa fragmenty prywatnej układanki rzucone jej przez los, bowiem stara się wyjaśnić rodzinną zagadkę. I choć sprawa dziewczyny z kanału jest wątkiem głównym, to ta poboczna, wydawać by się mogło, że niepotrzebna, osobista historia, jest filarem tej opowieści, dzięki której całość nabiera sensu. I choć sprawa się zapętla, wydawać by się mogło, że prowadzi donikąd, to ostatecznie klaruje się w najmniej oczekiwanym momencie.

Moi drodzy, to bardzo dobry, złożony kryminał z szalenie wyrazistymi postaciami. Każdy z bohaterów niesie ze sobą jakąś historię. Poznajemy ich powoli, żmudnie, z karty na kartę, ale dokładnie i bez pomijania niuansów. Musimy te postaci przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo to, jacy są, wpływa na decyzje przez nich podejmowane i na odbiór książki.

Autorka zaserwowała tutaj cały wachlarz emocji. Czytelnik jest zaciekawiony, zaintrygowany, czasem przechodzi go dreszcz strachu, a innym razem ulgi. To niezwykle umiejętne, przemyślane i pieczołowicie przygotowanie kompendium wiedzy na temat śledztwa, zasad panujących wśród osób prowadzących sprawę, ale i psychologiczne podejście do ludzi. Zarówno świadków zdarzenia, osób pobocznych, jak i mundurowych, którzy dzień po dniu starają się rozwiązać zagadkę.

Zbliżają się wakacje, czas urlopów i wypoczynku. Warto więc mieć blisko siebie dobrą książkę. Tę zabrać warto. Będzie wspaniałą towarzyszką wakacyjnych podróży, ale jeśli zamierzacie przygotować sobie check listę na jesień, to też się świetnie wkomponuje. Polecam!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...