Przejdź do głównej zawartości

Sheryl Browne – Opiekunka

Każdy rodzic, prędzej czy później potrzebuje kogoś do opieki przy dziecku. Jeśli macie szczęście są to dziadkowie i babcie, jeśli nie – musicie wynająć opiekunkę. Ale zanim obca osoba zajmie się Waszymi pociechami, robicie casting, rozkładacie kandydatury na części pierwsze i sprawdzacie czy nikt z jej rodziny nie należał do sekty, nie był karany albo czegoś nie ukradł. I sprawdzacie to do trzeciego pokolenia wstecz, żeby mieć pewność, że nic się Waszym dzieciom nie stanie. Inaczej sprawa się ma, jeśli opiekunką zostaje osoba, którą dobrze znacie. Wtedy możecie być spokojni, że dzieciom nic się nie stanie. Ale czy na pewno?



Po tym, jak dom Jade doszczętnie spłonął, przyjaźni sąsiedzi zapraszają ją pod swój dach. Kobieta szybko zyskuje sympatię gospodarzy, a z dwójką ich dzieci zaczyna łączyć ją wspaniała więź. Melissa i Mark są wniebowzięci i szczęśliwi, że pomogli właśnie jej. A im dłużej kobieta im pomaga, tym trudniej się z nią rozstać, ponieważ w wielu aspektach jest po prostu niezastąpiona. Ale czy Jade jest osobą, za którą się podaje, czy też demonem przeszłości układającym życiowe karty?

Moi drodzy, książka, którą właśnie przeczytałam ma dość prostą i sztampową fabułę, no i niestety jest przewidywalna. Ale też, ma dobrze wykreowaną postać, która równoważy braki fabularne. Nie mam tu na myśli małżeństwa Cainów, ponieważ te postaci autorka potraktowała nieco po macoszemu. Myślę o Jade. Sama historia przypominała mi nieco tę zawartą w obrazie Curtisa Hansona "Ręka nad kołyską". Właściwie, wyobrażając sobie postać Jade, to właśnie Peyton Flanders miałam przed oczami. W ten sam sposób obie bohaterki przyzwyczajały do siebie innych, umiejętnie manipulowały i pozwalały się od siebie uzależnić. Były tak doskonałe i idealne, że nie sposób powiedzieć o nich złego słowa. Ciekawa jednak byłam, w jaki sposób Sheryl Browne poprowadzi swoją postać i czy filmowy pierwowzór nie odcisnął na niej zbyt wielkiego piętna.

No i niestety wszystko poszło nie tak jak miało. Zabrakło pieprzu, drwiny z czytelnika i zwrotów akcji, dzięki którym lektura nabrałaby pikanterii. Wydaje się, że autorka zbyt szybko wyłożyła karty na stół i dzięki kilku faktom, podanym w zasadzie na tacy, czytelnik jest w stanie szybko zorientować się, w jaki sposób fabuła popłynie i niestety jak historia się zakończy. Plusem jest dość płynna opowieść, lekkość pióra autorki i całkiem zgrabna historia, pod warunkiem, że nie czytasz namiętnie thrillerów psychologicznych i nie masz do czego "Opiekunki" porównać.

W gruncie rzeczy, nie jest to lektura zła. Zbliża się lato, czas dłuższych podróży, warto więc mieć na podorędziu książkę, którą czyta się szybko, książkę, przy której nie trzeba myśleć, książkę zapewniającą rozrywkę. "Opiekunka" te trzy punkty spełnia, zatem, jeśli macie na nią ochotę,to proszę bardzo.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...