Przejdź do głównej zawartości

Karina Bonowicz – Gdzie diabeł mówi dobranoc/Księżyc jest pierwszym umarłym

Skąd wzięła się w literaturze moda na powrót do słowiańskich korzeni – tego nie jestem w stanie powiedzieć. Wiem natomiast, że to działa. I to jak! Słowiańskie bóstwa, strzygi, wąpierze, wiedźmy, południce i wilkołaki  to wszystko znajdziecie w pierwszym tomie autorstwa Kariny Bonowicz Księżyc jest pierwszym umarłym. A, że rzecz dzieje się w naszych przepięknych Bieszczadach, to tylko rozbudza wyobraźnię. Odważycie się wkroczyć do Czarcisławia?



Historia zaczyna się jak wiele innych. Szesnastoletnia dziewczyna (Alicja), po śmierci rodziców trafia do swojej ciotki, która ma niewielki dom w Bieszczadach. W Czarcisławiu nic jednak nie jest jednak oczywiste. Mieszkańcy dziwnie się zachowują, wszystko spowite jest jakąś tajemnicą i nikt nie chce Alicji wyjaśnić wprost o co chodzi. Do tego dochodzą problemy w szkole, jeden nadęty, siedemnastoletni kawaler i tajemnicze zaginięcie szkolnej prymuski. Te wszystkie elementy są składową kłopotów i to takich przez duże K. Okazuje się bowiem, że dziewczyna posiada magiczne zdolności, a na niej i kilku innych osobach wisi diabelska klątwa, którą trzeba zdjąć by normalnie żyć. Racjonalnie myśląca  do tej pory dziewczyna musi stawić czoła nadnaturalnym istotom z piekła rodem i przy okazji nie zwariować.

Mimo, iż jest to zdecydowanie powieść dla młodzieży, czytając tę książkę bawiłam się przednio i naprawdę przypomniałam sobie o problemach szkolnych i towarzyskich, z którymi borykałam się kilkadziesiąt lat temu. Oprócz głównego tematu powieści, autorka wskazała również pewne zachowania uczniów, swego rodzaju hierarchię panującą w szkołach, wytknęła błędy wychowawcze i pogroziła dydaktycznie paluchem, choć zrobiła to w sposób niezwykle barwny, nieco przejaskrawiony i przede wszystkim wyjątkowo zabawny.

Filarem tej powieści są postaci. Nie znajdziecie tu spijających sobie z dzióbków zakochanych, nie będzie miłej dziewczyny, która z czasem przepoczwarza się z wyjątkowo nieśmiałej w niezależną, silną kobietę. Zamiast tego pojawi się krnąbrna, bezczelna, irytująca dziewucha z niewyparzonym językiem i ripostami godnymi Kuby Wojewódzkiego. Zresztą jej znajomi też nie grzeszą sympatią. Natasza jest rasową gotką, palącą papierosy i nieprzebierającą w słowach, Nikodem jest bezczelny, skryty, ale też honorowy i opiekuńczy. Bliźnięta to mieszanina charakterów, wskazujących nawet na zachwiania emocjonalne. Do tego szalona ciotka – znachorka, równie wygadana jak siostrzenica, nauczyciel historii, który skrywa mnóstwo tajemnic, a także wiele, wiele innych barwnych postaci, które są jaskrawe i wyraziste jak księżyc w pełni.

Cała historia została sprytnie utkana z dwóch nici. Jedna to wierzenia słowiańskie i gusła, a druga to współczesność niosąca ze sobą zupełnie inny rodzaj rozumowania. Wszystko to splata się dość barwnie i daje historię, która zaciekawia i pochłania bez reszty. Lekkość pióra i olbrzymie poczucie humoru autorki, spowodowało, że historia jest nienudna i czytelnik ma ochotę na więcej i więcej.

Niestety w tej beczce miodu, musi pojawić się trochę dziegciu. W tej powieści kuleją dialogi. O ile riposty i pyskówki wychodziły autorce bezbłędnie, o tyle zwykłe, codzienne rozmowy wypadały bardzo mdło. Jest kilka takich dialogów, które absolutnie niczego nie wnoszą do treści i robią tylko niepotrzebny chaos, ale są to rzeczy, które łatwo można zlikwidować w drugim tomie i za to trzymam kciuki. I nie czepiam się tu absolutnie, ot, zwykłe wynurzenia czytacza.

Zatem, młodzieży! Czytajcie tę powieść, zachwycajcie się pradawnymi wierzeniami, zobaczcie do czego może doprowadzić nienawiść, chęć władzy i jak bardzo jest niebezpieczna. Polecam z czystym sumieniem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn