Przejdź do głównej zawartości

Jojo Moyes – Kolory pawich piór

Jojo Moyes nikomu nie trzeba przedstawiać. Kilka lat temu szturmem zdobyła listy bestsellerów wydawniczych swoją powieścią Zanim się pojawiłeś. Książka do tej pory wzbudza mnóstwo emocji i wzrusza czytelniczki na cały świecie. Kolejne historie pióra Moyes wyrastały jak grzyby po deszczu. Jedne były lepsze, inne słabsze, ale zawsze broniły się przekazem, który był jasny i umoralniający. A jaka jest ta powieść? Nie jest to nowość. Wiedzieć musicie, że jest jedną z pierwszych książek, które Moyes napisała i pochodzi z 2004 roku.



Poznajcie Suzanne Peacock, nieszczęśliwą, dotkniętą przez los kobietę, nad którą wisi rodzinna tajemnica i piętno matki  rozkapryszonej buntowniczki. Suzanne przenosi się z tętniącego życiem Londynu do niewielkiej miejscowości na wsi. Jej małżeństwo wisi na włosku, a kłopoty finansowe jedynie dolewają oliwy do ognia. Zaszłości rodzinne i nawarstwiające się problemy, czynią z bohaterki osobę, która trudno radzi sobie z życiem. Postanawia więc otworzyć niewielki sklepik o wdzięcznej nazwie "Pawi zakątek". Otwarcie tego przybytku skutkuje wieloma arcyciekawymi znajomościami, które pomagają bohaterce w budowaniu własnej wartości i uwierzeniu w siebie.

Moyes uwielbia powolne i długo rozkręcające się historie, lubuje się w barwnych, zawiłych losach, które skrupulatnie opisuje, czerpiąc z tego olbrzymią przyjemność. Czytelnicy albo się tym zachwycają, albo z bólem głowy trawią kolejne zdania. Nie można jednak zarzucić autorce, że te opisy, liczne retrospekcje i wyjaśnienia nie mają sensu. Są bardzo potrzebne do tego, by zrozumieć kolejne postaci, ich wybory życiowe, a także poznać problemy, z którymi borykają się na co dzień. Kolory pawich piór to właśnie jedna z książek pełnych tego rodzaju rozwiązań. Mamy tu i cofanie się w czasie, i współczesność, mamy też przedstawione losy bohaterów i ich życiowych kłopotów pokazane z dwóch perspektyw. Te opisy więc, skądinąd przydługawe – są tu bardzo wskazane, wiele wyjaśniają.

Jeśli chodzi o bohaterów, to są to postaci ładnie rozbudowane, ale podczas lektury brakowało mi w nich typowo "moyesowych" właściwości. Brakowało mi nieco rozedrgania, wrażliwości i szczypty krnąbrności. Łatwo wyczuwa się tu tę świeżość początkującego pisarza, u którego postaciom brakuje werwy i jakości. Są to jednak niuanse, niewpływające na odbiór książki.

Historia jest przemyślana, układa się całość, wszystkie wątki ostatecznie spięte są klamrą, która wyjaśnia wszystkie drobiazgi w fabule.

To taki trochę nienachalny romans obyczajowy, jak zwykle, w przypadku tej autorki, podszyty morałem i nauką, która jasno wskazuje, że bohaterowie książki nie tylko dostarczają rozrywki, ale też wskazują, że trzeba uczyć się na błędach. Nieskomplikowana, ale dość interesująca fabuła powoduje, że powieść czyta się szybko, nadaje się więc na miły wakacyjny flirt z książką. Jeśli więc lubicie Jojo Moyes i jej opowieści, to się nie zawiedziecie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn