Przejdź do głównej zawartości

Claire Contreras – Nie ma światła w ciemności

Ech, lato, lato. W tym roku wyjątkowo upalne, więc człowiek chodzi ospały i zmęczony, trudno skupić uwagę na czymkolwiek innym oprócz leżenia. Warto więc jakoś spożytkować ten czas i na przykład poczytać coś niezobowiązującego. Macie ochotę na opowieść o dwojgu ludzi, którzy byli skazani na swoją miłość już od momentu narodzin? Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to zapraszam.



Fabuła tej książki opiera się na tragicznej historii Blake. Dziewczyna ciągle ma przed oczami śmierć swojej matki, jej oprawców i kidnaperów. Nie może pogodzić się ze swoim losem, a traumatyczne przeżycia z przeszłości dają o sobie znać także w dorosłym życiu. Jako dziecko trafia do kochających rodzin zastępczych, ale najlepsza ciocia i najwspanialsi bliscy nie będą w stanie zastąpić jej matki. Poznajemy Blake jako studentkę prawa, ambitną, choć mocno rozchwianą emocjonalnie dziewczynę, cierpiącą na nocne koszmary oraz posiadającą fobię zamykania drzwi. Jedyną osobą, przy której dziewczyna może się odprężyć i w poczuciu bezpieczeństwa spędzić noc, jest Cole. Jej przyjaciel od najmłodszych lat i miłość jej życia w jednym.

Do narracji pierwszoosobowej zdążyłam już przywyknąć i nie wprawia mnie tak w zdumienie jak kiedyś. W tym przypadku irytują mnie jedynie zbyt długie, intensywne i nachalne przemyślenia głównej bohaterki. Jej życiowa nieporadność jest wytłumaczalna przeżytą w dzieciństwie tragedią, ale stworzenie głupiutkiej i niemądrej postaci, to już nieudana robota autorki. Niekonsekwencja w budowaniu tej postaci aż razi w oczy. Z jednej strony mamy tu doświadczoną przez życie młodą kobietę, która z całych sił próbuje wyjaśnić zagadkę z przeszłości  ambitną przyszłą panią prawnik, a z drugiej mamy głupią gęś, która nie potrafi sklecić umiejętnie zdania, ba, ma problem z samodzielnym myśleniem. 

Jeśli chodzi o Cole'a, czyli ukochanego Blake, to jak zwykle mamy tu do czynienia z typem opiekuńczego macho, który jest tak idealny i wymuskany, a przy tym męski, przyjacielski i dobry, że trudno się na czymkolwiek innym wokół niego skupić. Postać zbudowana bez jakichkolwiek przywar i wad, mało ludzka, zbyt idealna, niemal przezroczysta.

Sama fabuła początkowo prezentowała się dobrze. Mamy do czynienia z ciekawą historią z przeszłości. Z tajemniczym morderstwem, porwaniem dzieci i tajemnicą, którą trudno jest rozszyfrować. Mamy idealny przykład stresu pourazowego u głównej bohaterki i traumy związanej z dramatycznymi zdarzeniami. I niestety w pewnym momencie gdzieś się całość rozjeżdża. Ciekawy wątek kryminalny przyćmiewa mocno rozbudowana relacja miłosna bohaterów, psychologiczne problemy głównej bohaterki schodzą na dalszy plan, nieco zapomniane. A thriller, który mógłby z powodzeniem wstrząsnąć czytelnikiem rozwiewa się jak mgła. Trudno więc jednoznacznie powiedzieć jaki zamysł miała autorka. Nie wiadomo czy miała być to powieść grozy, historia szpiegowska, czy tani romans. Stawiałabym na to ostatnie, choć może po lekturze drugiego tomu będę musiała uderzyć się w piersi i odwołać całą moją opinię. Kto wie? Dziś jednak z wielkim żalem stwierdzam, że autorka tematu nie udźwignęła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn