Przejdź do głównej zawartości

Michał Jan Chmielewski ‒ Indygo

W latach dziewięćdziesiątych mieliśmy do czynienia z jednym z bardziej popularnych seriali czyli Z archiwum X. Dwoje agentów specjalnych starało się rozwiązać zagadki paranormalne, często narażając swoje życie. Wspominam o tym serialu nieprzypadkowo, ponieważ bohaterowie z powieści Indygo, mimo młodego wieku, bardzo przypominali mi serialowych Muldera i Scully. Czy dzieci bawią się w śledztwo przypadkowo, czy też tylko one mogą rozwiązać zagadkę?



Przenieśmy się zatem do Baskin, niewielkiego miasteczka, nad którym wisi klątwa tajemniczych zniknięć dzieci ‒ przypadkowych osób, które po prostu przepadały bez wieści. Zastanawiające jest, że policja nie jest w stanie ich namierzyć, każda próba ustalenia w jakich okolicznościach dzieci znikały kończy się fiaskiem, natomiast dwoje nastolatków; Ada zwana Rudą i jej przyjaciel Emil, który nomen omen słyszy głosy martwych, biorą sprawy w swoje ręce i starają się rozwiązać tę pełną tajemnic i niedopowiedzeń sprawę. Kim jest tajemniczy Kusak? Co robi i jak działa? Czy dzieciakom uda się to wyjaśnić?  Przedstawiam fabułę dość ogólnie, żeby nie psuć Wam przyjemności z lektury niepotrzebnymi spoilerami.

Po opisie moglibyście wnioskować, że jest to powieść dla młodzieży. Otóż nie. Przed Wami thriller, opowieść grozy na poziomie, włażąca pod skórę niczym Milczenie owiec.


Książkę napisano płynnym, przyjemnym językiem, niemęczącym bezsensownymi zwrotami, zalotnie szarpiącym umysł czytelnika. Powieść słownictwem uwodzi powoli, choć fabuła rozwija się dość gwałtownie. Opisy nie są nachalne, dialogi dokładnie przemyślane i logiczne. Nic tu nie jest przypadkowe, każdy element tej powieści jest ułożony dokładnie tak jak powinien i to sprawia, że czytelnik odkrywa prawdę sam ‒ krok po kroku. Autor nie daje jasnych wskazówek, momentami wręcz zapętla historię i celowo wprowadza w błąd, po to by ostatecznie wyjaśnić całą tajemnicę.


W zależności od czytelniczych preferencji, historia ta może zaskakiwać, przerażać i trzymać w napięciu. Wszystko zależy od tego czy czytelnik lubi tego rodzaju lektury. Mnie ona nieco przerażała, ale nie tak, żeby odłożyć książkę na bok. Akurat strach mobilizował mnie do dalszej lektury i prób rozwikłania zagadki. Powieść jest krótka, czyta się ją szybko ze względu na pędzącą fabułę i jest idealną lekturą na raz. Wystarczą dwie duże kawy i dwie, trzy godziny żeby odkryć, kto morduje dzieciaki.

Jeśli więc macie ochotę na dreszcz emocji, zaciskanie palców z przerażenia i machanie głową z niedowierzaniem, to ta książka będzie dobrym wyborem. Ostrzegam jednak przed pędzącą paranoją, która po lekturze przez jakiś czas. Inaczej popatrzycie na osoby, które dobrze znacie. Na sąsiada, brata, ojca czy kierownika sklepu, bowiem nie znacie ich tak dobrze, jak Wam się wydaje...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn