Czasem miewam książkowego kaca. Raz jest mocniejszy, a innym razem słabszy. Ten po przeczytaniu trylogii autorstwa Katarzyny Grabowskiej wyrzucił mnie z życia mola książkowego na dobre kilka dni. Spodziewajcie się więc tutaj miodu i lukrowania, bowiem ta trylogia trafiła w mój gust tak mocno, że nie mam się do czego przyczepić, a jeśli już to będzie tego niewiele. Ba, śmiem twierdzić, że moja półka z książkami fantasy wymaga pewnej reorganizacji.
Przygody Julii rozpoczęły się po dotknięciu przez nią tajemniczego głazu. Dziewczyna przeniosła się w bliżej nieokreśloną przeszłość czy też równoległy świat, po to, by koło czasu zatoczyło pełny okrąg i dokonała się stara przepowiednia. Dziewczyna przebywa w Burii, gdzie uczy się obyczajów i tradycji tego dziwnego państwa. Poznaje też gorzki smak miłości i poświęcenia. Za sprawą intryg i kłamstw uknutych przez podstępnego nadwornego medyka, zostaje zmuszona do ucieczki i wraz z grupą przyjaciół udaje się w wyniszczającą wędrówkę po Lesie Potępionych, po to by dotrzeć do Cedowii i ostatecznie stoczyć bitwę o wszystko.
Moi drodzy, polskie autorki też potrafią pisać świetne fantasy, trzeba tylko po nie sięgnąć. Nie musimy czekać biernie na kolejne tomy Sarah J. Maas czy Anne Bishop, skoro wokół tyle świetnych, rodzimych lektur. Ten cykl nosi znamiona powieści fantasy dla młodzieży, ale też zaspokoi gusta wytrawnych dorosłych czytelników poszukujących mięsistej i wciągającej historii. Faktem jest, że bliżej będzie do niej paniom niż panom, ale pewnie znajdą się mężczyźni, którzy zechcą to przeczytać i bardzo jestem ciekawa co o niej sądzą.
Jak to bywa w świecie fantastycznym, znajdziemy tu elementy wykraczające ponad realne;
są i Wieszczby (czyli swego rodzaju wiedźmy czy też czarodziejki), i skrzydlaki (olbrzymie ptakopodobne stworzenia, coś w rodzaju pterodaktyli), i tajemnicze amulety, i bogów owianych tajemnicami i legendami. Mamy obraz świata niemal średniowiecznego, kierującego się własnymi prawami i tradycjami, ale też wierzeniami wyssanymi z palca. Mamy do czynienia z ludźmi szalenie przesądnymi, wierzącymi w gusła, bojącymi się czarów i oddanymi władcy. I to właśnie takimi ludźmi/bohaterami stoi ta książka.
Szeroki wachlarz charakterów, który zastosowała autorka, wprowadza czytelnika w konsternację i swego rodzaju niedowierzanie. Element zaskoczenia pojawia się z każdą nową warstwą charakteru postaci odkrywaną podczas lektury. A mamy w czym wybierać. Żeby niepotrzebnie nie zdradzać fabuły mogę powiedzieć tylko, że mamy tu i przykłady kobiecej bezradności, i siły, i wrodzonego wdzięku, ale też zdeterminowania i chęci zemsty. U mężczyzn dominuje męstwo, honor, odwaga, bezbrzeżna i czasem niemal ślepa miłość i oddanie oraz elementy psychozy. Tak, postaci są bardzo różnorodne. Niektóre dorastają, ewoluują, zmieniają się na lepsze, mocniejsze, wyrazistsze, inne znów bledną, znikają na jakiś czas i wracają w najmniej oczekiwanym momencie.
Jeśliby znaleźć łyżkę dziegdziu w tej pysznej beczce miodu, to byłby to brak kontynuacji wątku o skrzydlakach. Te stworzenia aż prosiły się o więcej uwagi, o jakąś poważniejszą rolę w historii. Mogły być wspaniałym środkiem transportu budzącym strach wśród mieszkańców Burii, odpowiednikiem tolkienowskich Wielkich Orłów. Niestety tutaj o nich tylko wspomniano i gdyby nie tragiczna historia narodzin księcia – w ogóle nie miałyby dla fabuły znaczenia.
Muszę przyznać, że czytając kontynuację Magii ukrytej w kamieniu, obawiałam się tzw. klątwy drugiego tomu. Bałam się, że będzie nudny, niepotrzebnie przeciągający historię i będzie pełnił rolę wypełniacza. W tym przypadku odetchnęłam z ulgą, bowiem ten tom okazał się lepszy niż pierwszy i przygotował grunt pod ostateczne starcie w tomie trzecim. Jeśli myślicie, że znajdziecie tu akcję, która odkrywa po kolei wszystkie elementy układanki, to jesteście w błędzie. Autorka zastosowała tutaj szereg zabiegów, które wodzą czytelnika za nos i celowo wprowadzają w błąd. Dzięki temu element zaskoczenia cieszy jak pierwszy śnieg, a fabuła nabiera rumieńców. Tu nic nie jest oczywiste. Historia w wielu miejscach gmatwa się, zapętla i nie pozwala na zaczerpnięcie oddechu. Trzyma w napięciu do ostatniego zdania.
Zakończenie jest cymesem, którego życzyłby sobie każdy czytelnik. Nieoczywisty happy end, słodko-gorzki, ale budujący i wyjaśniający niejasności, które pojawiły się wcześniej w fabule. Wspaniałe, otwarte zakończenie powieści, cieszące oko i powodujące rozmarzenie. Takich książek życzę sobie i Wam jak najwięcej!
Komentarze
Prześlij komentarz