Przejdź do głównej zawartości

Gosia Lisińska – Światła w jeziorze

Czy może być coś lepszego niż niezobowiązująca lektura do kawy i kilka godzin świętego spokoju? Pewnie odpowiecie, że znalazłoby się kilka rzeczy, ale jeśli myślicie o lekturze, to mam pewną propozycję. Nie jest to powieść dla osób szukających wzniosłych treści, a dla tych, które chcą się pośmiać, pomruczeć z ukontentowaniem i powzdychać do wyimaginowanych bohaterów.



Otóż, przed Wami szalona Karolina, pracownica korporacji, beznadziejnie zakochana w koledze z sąsiedniego biurka, inteligentna i pyskata niemal trzydziestolatka, której do szczęścia brakuje miłości i odrobiny pikanterii. Uważa się w tej dziedzinie za życiowego nieudacznika, do czasu gdy na horyzoncie pojawia się nie tylko znany jej dobrze Kuba, ale też piekielnie seksowny Włoch. I problem stworzy się sam, a jego rozwiązanie wcale nie będzie łatwe.

Jak już wcześniej wspomniałam, Światła w jeziorze to miłe czytadło, do treści którego raczej nie powinno się przykładać zbyt dużej uwagi. Tego rodzaju literatura ma za zadanie bawić, odstresować i odgonić złe myśli. I ten punkt należy odhaczyć bezsprzecznie. Powieść napisana jest językiem wyjątkowo przystępnym, nie sprawia trudności, czasem atakuje infantylnością, dialogi są proste, nie ma w nich kwiecistości i pompatyczności, są  po prostu zwyczajne, tak jak życie zwykłego Kowalskiego.

Bohaterowie są różni i mamy ich tu cały wachlarz. Możemy zwrócić uwagę na mało zdecydowanego, nieco zadufanego Kubę, trudnego właściwie do określenia jednym zdaniem. Sprawia wrażenie człowieka, któremu nie można zaufać, mimo, iż jego czyny mówią zgoła co innego. Karolina to swego rodzaju trzpiotka, z olbrzymim pokładem miłości do swojego uroczego bratanka, kobieta niezwykle rodzinna i stawiająca potrzeby innych wyżej od swoich. Czasem zaskakuje zachowaniem godnym nastolatki, jest pyskata i bardzo towarzyska. Tajemniczy Roberto to chyba najwyrazistsza postać w tej powieści. Wyjątkowo terytorialny, zdecydowany i konkretny człowiek, rodzinny, spostrzegawczy i kochający piękne kobiety. Nie mogę również pominąć pewnego krnąbrnego pięciolatka, który sprawia wrażenie jak gdyby pozjadał wszystkie rozumy. Elokwentny ponad wiek, trafnie postrzegający rzeczywistość, szczery do bólu chłopiec sprawia czasem wrażenie nierealnego. Rzadko bowiem można spotkać przedszkolaka, który buduje zdania niczym prymus na filologii polskiej.

Fabuła biegnie szybko, nie nudzi, bawi ciętymi ripostami bohaterów, zadziwia szczerością i prostotą przekazu. Nie wnosi jednak nic do czytelniczego życia. Historia jest raczej sztampowa, dość przewidywalna i mało oryginalna, ale to nie znaczy, że należy do tych książek, które określa się mianem grafomańskim. Nie, z całą pewnością nie. Znajdziemy tu kilka pikantnych scen, ale są napisane w taki sposób, że nie męczą oczu i przede wszystkim pozostawiają pole do popisu czytelniczej wyobraźni. 

Mamy wakacje, często zastanawiamy się jaką lekturę wrzucić do walizki, pędzę więc z podpowiedzią. Jeśli chcesz się rozerwać, odpocząć, nie skupiać się na treści, tylko wgryźć się w lekturę, to będzie to dobry wybór, a czas spędzony na lekturze minie w okamgnieniu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn