Przejdź do głównej zawartości

Piotr Kościelny – Zwierz

O potwornych zbrodniach, w dodatku wyrządzonych na rodzimym poletku czyta się bardzo trudno. Chcąc nie chcąc, człowiek wyobraża sobie te przerażające sceny i myśli, że mógł zostać ofiarą, szczególnie tak brutalnego zwyrodnialca. I tu rozpoczyna się historia. Nikt, nigdy nie zna drugiego człowieka na tyle dobrze, by móc domyślić się, że jest autorem wyjątkowo brutalnych morderstw.


źródło: geralt/pixabay


Potwór mordujący ludzi, grasuje w okolicach Wrocławia. Zabija z wyjątkową brutalnością, cechuje się brakiem jakichkolwiek uczuć wyższych, w dodatku dokładnie planuje swoje zbrodnie, pieczołowicie zaciera ślady i zawsze jest dwa kroki przed policją. Przy zwłokach zostawia zawsze list, w którym wskazuje, że zna jednego ze śledczych. Główny zainteresowany natomiast, stawił sobie za punkt honoru schwytanie "Zwierza", tym bardziej, że jego ofiarami stają się osoby, które zna.

Rzadko zdarza mi się czytać tak fascynujące, a zarazem mrożące krew w żyłach historie. "Zwierz" swoim klimatem przypominał mi nieco pierwszą część "Psów" w reżyserii Władysława Pasikowskiego. Powieść była pełna dusznych, ciężkich scen, przepełnionych grypsami, do tego mięsiste postaci i brutalne opisy są składową tej książki. 
Okazuje się, że polskiej policji daleko jest do zagranicznych stróżów prawa. Nasi funkcjonariusze wykreowani są na wyjątkowo bezwzględnych, często interesownych i skorumpowanych. Zdarzają się jednak indywidua, które kochają tę niewdzięczną pracę całym sercem i oddają się jej bez względu na konsekwencje i szczęście rodzinne.

Autor jest prywatnym detektywem, który na co dzień ma do czynienia z podobnymi sprawami. Poznał więc od podszewki pracę policyjnych śledczych i w bezpretensjonalny sposób wytyka im błędy. Wskazuje na układy panujące w komendach, na znajomości na wysokich szczeblach, które mogą mieć wpływ na przebieg śledztwa. Nie raz i nie dwa, daje znać o relacji pomiędzy policją, a kobietami. Często z mężczyzn wychodzą prawdziwi szowiniści, zakładający z góry pewną niedołężność płci przeciwnej, czasem towarzyszą temu rubaszne żarty czy dwuznaczne słowa. Nierzadko pojawia się też homofobia i brak poszanowania inności. Czasem, autor pokazuje też niedouczenie stróżów prawa, potknięcia w pracy śledczych, ich niedopatrzenie czy wręcz niechlujstwo.

Oprócz charakternych bohaterów, mamy też tu do czynienia ze swego rodzaju ustrojem panującym we wszystkich komendach. Krok po kroku opisany tu został mechanizm działania władz, kolejne etapy śledztwa i mnóstwo niewiadomych, rozwiązanie których niejednokrotnie blokuje biurokracja.

Autor nie szczędził też złych słów pewnej znanej gazecie i dziennikarzowi, który wypisywał bzdury szkodzące śledztwu. Nie znam Piotra Kościelnego, ani jego życiorysu, ale czytając książkę, odnosiłam wrażenie, że właśnie z tym dziennikiem ma "na pieńku", albo wyjątkowo nie lubi artykułów przez niego publikowanych. A może artykuły pojawiające się w tej gazecie popsuły też i jemu jakieś śledztwo? Któż to wie?

Trudno mi podsumować tę powieść jednoznacznie. W tym całym thrillerowo-kryminalnym tyglu dzieje się tak dużo, że nie ma szans na wskazanie jednej odpowiedzi. Powieść czyta się z zainteresowaniem, nie ma chwili na nudę, nie ma szans na zastanowienie się nad zbrodnią, dlatego, że mordercę poznajemy już na początku. Fabuła fascynuje, pędzi i odziera człowieka z wszystkich warstw.

Jeśli chodzi o język, to jest wyjątkowo prosty,  klarowny, niezbyt literacki, acz poprawny i rzekłabym łopatologiczny. Nie jest to bynajmniej zarzut w kierunku autora. To miała być książka mięsista, prosta w przekazie i zapadająca w pamięć, a dzięki takim zabiegom zyskuje i staje się szalenie interesująca.

Nie ma tu miejsca na kwiatki, miłostki i piękne opisy przyrody. Nie ma też tu relacji epatujących bohaterstwem, kłaniających się w pas policji. Jest za to olbrzymia dawka informacji i świetny kryminał trzymający w napięciu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn